Guts and Glory – recenzja (Xbox One)

Pamiętacie Happy Wheels? Przeglądarkowa gra 2D podbiła swego czasu serca milionów graczy dzięki bardzo obrazowej brutalności oraz rozbudowanemu edytorowi poziomów. W promocji gry bardzo pomogli również youtuberzy i twórcy internetowi dostrzegający w tytule potencjał do integracji ze swoją widownią, która chętnie tworzyła nowe, tematyczne mapy z nadzieją na swoje 5 minut sławy w formie pojawienia się w jednym z odcinków serii u danego twórcy.

Na pewno ówcześni fani wyobrażali sobie jak Happy Wheels wyglądałoby w trzecim wymiarze. Jakie możliwości dawałby edytor w bardziej zaawansowanej aplikacji i w końcu jak poradziłaby sobie pełnoprawna gra z modelem rozgrywki podobnym do przeglądarkowego Happy Wheels.

Tego typu pytania swego czasu zadali sobie projektanci ze studia HakJak Productions, a to zaowocowało stworzeniem ich pierwszej gry pt. Guts and Glory. Pierwsza wersja we wczesnym dostępie trafiła na Steam w lutym 2017 roku. Aktualnie mamy lipiec, a gra doczekała się właśnie premiery na wszystkie możliwe platformy, od PC, przez konsole stacjonarne, na Nintendo Switch kończąc. Mnie przypadła wersja na Xboxa One i tego właśnie portu dotyczył będzie tekst.

Założenia gry są banalnie proste. Guts & Glory to zręcznościowa ścigałka, lecz przeciwnikiem jest tutaj czas. Chociaż ten jest sprawą drugorzędną. Zadaniem nadrzędnym jest samo dotarcie do mety, a to wbrew pozorom wcale nie musi być takie łatwe. Tory, którym przyjdzie nam stawić czoła, naszpikowane są przeszkodami i to takimi, że przeważnie zbliżenie się do nich kończy się tragicznie.

Liczne piły, strzały, młoty, wybuchowe miny czy kule armatnie potrafią rozczłonkować, rozsadzić, dekapitować i ogólnie skrzywdzić kierowanego przez nas bohatera. Ten jest bezbronny, porusza się na rowerze, motorze, quadzie lub małym samochodzikiem i jedyne co może zrobić to omijać wszechobecne pociski i narzędzia mordu. Gdy mu się jednak nie uda, w powietrzu latać będą kończyny, wnętrzności i hektolitry krwi. To jest właśnie najmocniejsza strona Guts & Glory.

Ciała można poćwiartować na naprawdę sporo kawałków. Lecą głowy, nadgarstki, kostki, łokcie i kolana. Nawet tułów można przeciąć w kilku miejscach-od bioder po klatkę piersiową, a z jego środka wylecieć mogą wnętrzności np. jelita. Brzmi to może strasznie i okrutnie, ale stylistyka całej oprawy jest nienaturalna i przez to nie wywołuje torsji ani żadnych negatywnych efektów. Z tym mam w sumie lekki problem -postacie wyglądają jak manekiny, przez co ich śmierć czy rozczłonkowanie nie wywołuje kompletnie żadnych emocji. Myślę, że w tej kwestii już Happy Wheels dzięki swojej rysunkowej, niepozornej grafice bardziej szokowało.

Technicznie gra wypada średnio. Łatwo przeglitchować się przez ściany i obiekty, a aplikacja dostaje zadyszki przy większej liczbie ruchomych obiektów na ekranie. No i warto dodać, że chyba pierwszy raz słyszałem jak chodzą wiatraki w moim ONEX-ie i to nie na jakimś wypalającym oczy AAA, a przy tym małym i niepozornym indyku.

Mapy są w zasadzie bardzo pomysłowe. Jest coś podobnego do parku rozrywki, a tory w nim przypominają te z dodatku HotWheels do Forzy Horizon 3. Są pętle, zawijasy, skoki i zawrotna prędkość, różnica jest taka, że tutaj czasami zmiażdży nas jakiś wielki młot lub drzewo. Jest również poziom na parkingu, hucznie nazwany „Parking Simulator”. Faktycznie trzeba w nim dość powoli i ostrożnie zaparkować w różnych miejscach. Problem w tym, że rozwagi pilnują rozłożone miny wytyczające drogę praktycznie na grubość samochodu.

Twórcy bawią się swoją własną formułą i często przekroczenie linii mety wiąże się z jakąś wymyślną śmiercią bohatera, np. jeden tor kończy się lądowaniem w ogromnym blenderze, który rzecz jasna jest włączony, a gracz może jedynie patrzeć co zostało z bohatera, którego życie było tak ważne przez ostatnie kilka minut. Niektóre plansze nawiązują nawet do innych dzieł popkultury. Na jednej z nich rozegramy rundkę we Froggera – tak, chodzi o tą żabkę próbującą przecisnąć się między samochodami i pływającymi kłodami.

Choć mapy są pomyślane fajnie i ciekawie, to jednak czegoś mi w nich brakuje. Jest tutaj taka sterylność. Po chodnikach nie chodzą ludzie, nie jeżdżą samochody. Jeśli stoi gdzieś w miejscu mięso armatnie to jest nieruchome jak figura woskowa, a podjechanie zbyt blisko wyjmuje niewidzialną podstawkę spod nóg postaci i ta bezwładnie upada na glebę jak worek mięsa. Brakuje mi tutaj czegoś, co tchnęło by w grę życie i tym czymś jest edytor, którego niestety brakuje w danej mi wersji gry. Choć w menu widać, że to kwestia czasu i prawdopodobnie edytor pokaże się za jakiś czas to na tą chwilę jego brak dyskwalifikuje grę pod względem sensowności zakupu.

Przykro mi to mówić, ale bez tej jakby mogło się wydawać obowiązkowej opcji nie warto kupować Guts and Glory, bo nawet jeśli się nie znudzi przed końcem oficjalnych torów, to niedługo potem okaże się, że wszystkie z nich są już odhaczone i właściwie nie ma po co tam wracać. Jeśli jednak wspomniany tryb się pojawi to warto dać szansę grze, ale na pewno nie odniesie takiego sukcesu jak protoplasta. Może się okazać ciekawym tytułem dla kreatywnych i lubujących się w tanim gore graczy.