Guns, Gore and Cannoli 2 – recenzja

Guns, Gore and Cannoli 2 jest dokładnie tym, co stoi w jej tytule – grą ze spluwami, masakrą i cannoli. Mieszanka, która razem stanowi całkiem smaczną całość, właśnie zawitała na wszystkie większe platformy. Kontynuacja produkcji z 2015 to prawie ta sama komediowa przygodowa gra akcji, z historią pełną nowojorskiej mafii i umiejscowioną w czasie II wojny światowej.

Zacznijmy od końca – od Cannoli.

Od Vinniego Cannoli, głównego bohatera gry, którego ulubionym daniem, zupełnym przypadkiem, jest cannoli – sycylijski deser, rurki z chrupiącego ciasta wypełnione słodkim kremem na bazie sera ricotta. Vinnie budzi się przywiązany do krzesła, jego oprawcy przypominają mu wydarzenia z pierwszej części gry a on, jak przystało na głównego bohatera, wydostaje się z potrzasku i ucieka. Ale, żeby nie było łatwo – praktycznie wszystko, co się rusza chce go zabić. Od innych mafiozów, policjantów, przez zombiaki, a w końcu do amerykańskich i nazistowskich żołnierzy – wszyscy chcą zabić Vinniego. Kto stoi za tym polowaniem? Dlaczego chce go dopaść?

Ciekawa i pokręcona historia to jeden z najmocniejszych punktów Guns, Gore and Cannoli 2.

Vinnie, przemierzając ulice Nowego Jorku, plaże Normandii, lasy Bawarii i tajne bazy wojskowe, co rusz rzuca ciekawymi tekstami typu „I will make America great again”. To samo zabawne podejście prezentują scenki łączące ze sobą poszczególne etapy. Vinnie, który jednego dnia morduje setki przeciwników na ulicach Nowego Jorku, drugiego dnia wsiada na pokład samolotu, ląduje w Europie i uczestniczy w lądowaniu aliantów w Normandii.

Idąc dalej, tytułowych guns, spluw, jest w grze multum.

Dostępne z poziomu koła wyboru (które, swoją drogą, mogłoby być ciut większe, łatwiej byłoby z niego korzystać podczas gorętszych momentów), oferują rozwałkę wszelakiego typu. Kij bejsbolowy, piła mechaniczna, bazooka, miotacz ognia czy niemiecki Sturmgewehr – nie ma sensu wybierać, lepiej korzystać ze wszystkiego po trochu. Masakrowanie wrogów daje ogromną radochę, Vinnie potrafi strzelać dookoła siebie, może kopać przeciwników (dobry sposób na otwieranie drzwi), dodatkowo pomaga mu podwójny skok. Wrogowie, którzy nacierają na niego ze wszystkich stron, dosłownie jak w starutkiej Contrze, nigdy nie mają łatwo.

Guns, Gore and Cannoli 2 to naprawdę doświadczenie z gatunku gore – trup ściele się gęsto.

Akcji na ekranie jest zawsze dużo, pełno animowanych obiektów, zarówno na pierwszym planie jak i w tle. Wszystko utrzymane w lekkiej, przyjemnej, komiksowej stylistyce. To naprawdę składna produkcja, pełna ducha tamtych lat. Zadbano o to w każdej warstwie, też i dźwiękowej. Jazzowe nuty z pierwszych etapów idealnie pasują do mafijnych historii. Voice acting, pięknie odwzorowany akcent Amerykanów włoskiego pochodzenia, a w cutscenkach nawet gra ciałem i mafijnym gestem. Aż chce się grać do samego końca!

A koniec nadchodzi dość szybko –  nie jest produkcja na długie wieczory.

Raczej na jeden, 4-5 godzinny. Gra się miło, jeszcze milej w co-opie – ten jest dostępny lokalnie, jak i przez sieć, nawet do czterech graczy równocześnie. To zachęca do przechodzenia gry jeszcze raz i jeszcze raz, z przyjaciółmi i na wyższych poziomach trudności. Szkoda jedynie, że polska lokalizacja stworzona została tak niechlujnie, momentami czcionka nie ogarnia polskich liter, zdarzają się fragmenty w ogóle nie przetłumaczone albo przetłumaczone, ale niewłaściwie odmienione (jak nazwy broni na kole wyboru). To nie przeszkadza, ale trochę smuci – bo czemu nikt tego nie sprawdził przed wydaniem gry? Mimo wszystko, nawet biorąc pod uwagę tę tłumaczeniową pomyłkę – warto!