GTFO – pierwsze wrażenia z hardkorowej kooperacji

Gry kooperacyjne w ciągu minionych kilku-kilkunastu lat przeszły sporą ewolucję. Począwszy od wspólnego grania przy jednym komputerze — przekazując sobie na zmianę klawiaturę i mysz. Poprzez kanapowe splitscreeny na różnego rodzaju konsolach przy użyciu dwóch lub więcej padów. Aż wreszcie całość przeniosła się w zdecydowanej części do globalnej sieci Internet. Wraz z tym postępowało uproszczenie tego typu rozrywki, aby nie sprawiała trudności „niedzielnym” graczom czy najmłodszym. Co jednak z graczami starszej daty lub po prostu lubiącymi wyzwania ?

To właśnie z myślą o nich studio 10 Chambers Collective przygotowało piekielnie trudną i wymagająca świetnej kooperacji strzelankę FPP w klimacie survival-horroru.

Jest to gra drużynowa dla maksymalnie 4 graczy i zdecydowanie powinno grać się w nią pełnym składem. Owszem, można próbować grać nawet samemu, ale mija się to z celem, ponieważ większość zagadek/drzwi do szybkiego otwarcia wymaga 4 osób. No, a jeśli nie zrobimy tego szybko? No cóż, zaleje nas kolejna fala przeciwników, przed którą nie będzie gdzie uciec i ujrzymy napis „Return to lobby”. Trzeba tutaj zaznaczyć, że gra nie posiada na obecnym stadium wczesnego dostępu publicznego matchmakingu – co jest sporym minusem. Jest to jednak z drugiej strony zrozumiałe. W tą produkcję naprawdę nie pogracie z randomami z internetu bez dobrej kooperacji.

Zacznijmy jednak od wprowadzenia fabularnego.

Grupa naukowców organizuje wyprawę chcąc zbadać powstały 66mln lat temu krater Chicxulub powstały po upadku dużego meteorytu, który doprowadził do wyginięcia dinozaurów. Na miejscu okazuje się jednak, że oprócz próbek skał, znajdują się tam również koszmarne potwory gotowe opanować cały świat. Jako jeden ze skazańców wysłanych przez tajemniczego Strażnika, ruszamy w głąb ponad dwudziesto kilometrowego krateru, zbadać zbudowany tam kompleks.

I tu dochodzimy do kwintesencji GTFO.

Nie fabuła, lecz klimat grają tutaj pierwsze skrzypce. Kto kojarzy scenę zasadzki w rzeźni z filmu Predator 2, gdzie rozpylono w powietrzu opiłki, aby śledzić go mimo kamuflażu? Bardzo podobny efekt występuje w kompleksie, który zwiedzamy w GTFO. Wszędzie jest ciemno, wąski strumień naszej latarki i ten gęsty ziarnisty filtr. Do tego praktycznie brak muzyki, tylko odgłosy naszych kroków i złowieszcze odgłosy wrogów. Dawno nie grałem w grę z takim ciężkim i gęstym klimatem.

No dobra, ale co właściwie mamy tutaj do roboty?

Do przejścia mamy obecnie 6 poziomów znajdujących się coraz głębiej w kompleksie, a co za tym idzie coraz trudniejych. Tylko nie pomyślcie, że pierwszy poziom to wprowadzenie i łatwizna. Takiego tutaj nie uświadczycie i pierwsza rozgrywka może zakończyć się jak w moim przypadku już po kilkudziesięciu sekundach od startu. Przeciwnicy zadają dużo obrażeń, wystarczą często 2-3 uderzenia i nasza postać nie żyje.

Zasobów, w tym amunicji jest bardzo mało. Na początku poziomu otrzymujemy cel nadrzędny, ale bez żadnych wskazówek. To naszym zadaniem jest pozyskać dalsze informacje i wykonać zadanie. Poziomy i układ przeciwników generowane są losowo z pewnymi stałymi punktami. Z każdym kolejnym podejściem wiemy więcej — jak rozegrać pewne starcie czy też odblokować przejście dalej. To sprawia, że gra posiada znany nie jednemu syndrom „jeszcze jednego razu”.

Kluczowa okazuje się również przy tym wspomniana w tytule kooperacja.

Oprócz porozumiewania się głosowego możemy korzystać z mapy, na której naszej szkice są widoczne dla pozostałych członków drużyny. Również obraz na terminalach komputerowych rozlokowanych na planszy, z których możemy pozyskiwać informacje, wpisując odpowiednie komendy jak w prawdziwym komputerze. Ekran widoczny jest w czasie rzeczywistym dla kompanów. Mogą oni więc podpowiadać nam w trakcie wpisywania komend lub odczytywać z niego informacje.

Nie raz w trakcie rozgrywki obserwowałem komiczny widok, gdy wszyscy kompani byli przylepieni naokoło do terminala komputerowego i obserwowali co dzieje się na ekranie. No i oczywiście zasadnicza jest współpraca podczas starć z przeciwnikami. Wzajemne osłanianie, korzystanie ze sprzętu dodatkowego kolegów, czasami wymiana znalezionymi przedmiotami czy po prostu możliwość reanimacji kolegi, który nie poradził sobie z hordą przeciwników. Również cicha eliminacja przeciwników wymaga ścisłej kooperacji, ale daje nam wymierne korzyści w postaci zaoszczędzonej amunicji i mniejszej liczby wrogów wywabionych z wszelkich zakamarków.

Gra działa na silniku Unity i może nie jest to najwyższy możliwy poziom graficzny oprawy, ale nie kole też w oczy.

Jest za to bardzo dobrze zoptymalizowana i nawet na leciwym sprzęcie poniżej wymagań minimalnych spokojnie w nią zagracie. Uruchamiałem ją na 2 konfiguracjach sprzętowych — dość leciwej już stacjonarce z dwurdzeniowym i3-2120 i Radeonem HD7950 3GB oraz na laptopie Lenovo Z51 z i5-5200U i Radeonem R9 M375. Na obydwu sprzętach można było pograć w 1080p i około 60 fps w ustawieniach High na stacjonarce i Medium na laptopie.

Jeszcze kilka słów w kwestii poziomu trudności tak często podkreślanego przez producentów.

Tak, gra jest trudna. Łatwo się ginie. Nie raz zachodzimy dosyć daleko, żeby za chwilę zginąć, bo nie znamy np. sposobu otwarcia przejścia dalej lub uruchamiamy alarm, który zwabia na nas hordę przeciwników. Wszystko to sprawia, że ukończenie pierwszego poziomu w dobrze zgranej ekipie zajmuje średnio 6-7h gry. Za to ukończenie kolejnego to już minimum 25h prób. Nie chcę nawet wiedzieć, co jest na ostatnim poziomie i nie wiem, kiedy uda mi się tam dotrzeć.

Jeśli lubicie bardzo trudne gry, w których ważna jest współpraca, uzupełnianie się członków drużyny i nade wszystko samozaparcie, aby próbować kolejny raz, to świetnie trafiliście.

Polecam dać szansę tej produkcji we wczesnym dostępie i przekonać się samemu jak to jest trafić do dwudziestokilometrowej dziury w ziemi, gdzie potwór czai się za prawie każdym rogiem.