Feudal Alloy – recenzja

Wieki średnie to często wykorzystywany motyw w grach komputerowych. Tak samo zresztą roboty. Złote rybki już mniej, pojawiają się stosunkowo rzadko. A co by mogło powstać z pomieszania tych trzech elementów? Średniowiecznych robotów sterowanych przez złote rybki? Feudal Alloy! Nowa produkcja Attu Games, bardzo kameralnego studia, bo złożonego ledwie z dwóch osób. Gra została na razie wydana jedynie na pecety i Nintendo Switch, niedługo pojawi się też na Xboksie One i Playstation 4.

Feudal Alloy należy do gatunku ostatniego dość modnego – metroidvanii.

Attu, główny bohater, to robot sterowany przez złotą rybkę – albo, skoro wszystko jest względne, złota rybka sterująca robotem. Jego życie upływało na uprawie słoneczników, z których wytwarzał olej niezbędny dla funkcjonowania robotów – tych młodszych, jak i tych starszych, już emerytowanych. Ta sielanka skończyła się, kiedy na wioskę Attu napadła banda grabieżców. Bandyci porwali zapasy oleju, które Attu będzie chciał odzyskać.

Feudal Alloy to klasyczna gra swojego gatunku. Pełna elementów platformowych, uzupełnionych przez ciągłe starcia z przeciwnikami, przeplatana walkami z bossami (dla pełnej jasności, adwersarze to też roboty sterowane przez złote rybki). Attu przemierzy przeróżne krainy by dotrzeć do tego największego złego.

Gra to w pewnym sensie historia od pucybuta do milionera – Attu rozpoczyna przygodę dzierżąc w dłoni zardzewiały miecz i jakieś nędzne ubrania.

Dość szybko je wymieni, założy też dodatkowe elementy ekwipunku, pancerz na ramiona, na nogi, lepszy hełm. Lepsza zbroja i broń oznaczają większe bonusy, mogą zwiększać zadawane obrażenia, zmniejszać te otrzymane. Mogą też, między innymi, przyspieszać wychładzanie – a to dość ciekawa mechanika. Attu jest maszyną, która nagrzewa się przy każdym wykonanym ataku czy większym skoku. To zmusza gracza do planowania następnych kroków. W Feudal Alloy nie wystarczy dopaść przeciwnika, docisnąć go do ściany i uderzać aż padnie. To się nie uda, jeśli temperatura w ciele bohatera osiągnie zbyt wysoką wartość. Ten się po prostu zatrzyma, kompletnie bezbronny i wrażliwy na ataki.

Ekwipunek to nie jedyny sposób zbierania doświadczenia – mamy tutaj też do dyspozycji klasyczne levelowanie postaci (a levele nabija się zbierając złom wypadający z pokonanych przeciwników). Rozwijać możemy trzy drzewka umiejętności, ale nie wszystkie trzy równocześnie. Gra nie dostarcza wystarczających ilości złomu, żeby móc rozwinąć więcej niż jedno drzewko. Trzeba się więc skupić na rozwijaniu ataku, obrony lub systemów chłodzenia.

No i żeby tego rozwoju postaci było mało to mamy dodatkowe umiejętności, odkrywane wraz z rozwojem fabuły. Podwójny skok, obijanie się od ścian, wystrzeliwanie wyładowań elektrycznych. To klasycznie jak w metroidvanii, każda nowa umiejętność oznacza możliwość cofnięcia się do już pokonanych ekranów i odkrycia tam nowych ścieżek.

Brzmi nieźle, ale niestety – wykonanie strasznie kuleje.

O ile Feudal Alloy wygląda naprawdę ładnie, mamy pięknie narysowane tła, niezłą animacja zarówno głównego bohatera, jak i wszystkich pozostałych elementów pierwszego planu, to cóż – monotonia w tej pseudo-różnorodności jest męcząca już na drugim etapie. Niby ładnie, niby przyjemnie, niby to wszystko do siebie pasuje, ale jakby czegoś brakowało. Żeby sytuację ratowała jeszcze ścieżka dźwiękowa – tutaj monotonia uderza jeszcze bardziej, na tyle, że przy dłuższych sesjach z grą wyłączałem muzykę.

Pod względem mechanik gry Feudal Alloy jest dobrze pomyślany. Ale niestety, znów, realizacja szwankuje. Wielokrotnie zdarzało trafiać mi się na platformy, do których powinienem być w stanie doskoczyć – ale z jakiegoś powodu udawało mi się to jedynie wtedy, kiedy przy lądowaniu dodatkowo naciskałem jeszcze przycisk ataku. Rozwój postaci jest niesamowicie powolny, nowy ekwipunek tak naprawdę niewiele zmienia. Nowe umiejętności, owszem, pozwalają odblokować nowe lokacje. Ale co po nowych lokacjach, jeśli znaleźć w nich można uzbrojenie, które jest o kilka poziomów gorsze od tego już używanego? Kompletna strata czasu, no i ogromne rozczarowanie.

Feudal Alloy to również wieczna frustracja.

Trudno powiedzieć, żeby była to produkcja niesamowicie trudna, na pewno nie w swoim gatunku. Zdarzają się jedynie trudne elementy – ale te potrafią napsuć naprawdę dużo krwi, no i na pewno odrzucić od gry. Zdarzało mi się rzucać padem, kiedy przez bitą godzinę nie udawało mi się pokonać jednego z bossów. To nawet nie kwestia zapamiętania sekwencji pojawiania się następnych przeciwników, przewidywania tego, jak uderzą. Największym problemem jest to, że Feudal Alloy jest po prostu niesprawiedliwe. Chcesz wejść drabiną, na którą wysuwają się kolce? A proszę bardzo, ale zrób to z dokładnością do kilku pikseli! A już za niewybaczalne uważam to, jak działa system zapisu gry.

Wyobraź sobie – znajdujesz punkt zapisu gry, korzystasz z niego, następnie przechodzisz do walki z bossem. Nie udaje się go pokonać za pierwszym razem, za drugim też nie, w międzyczasie korzystasz z buteleczek z olejem (tutaj służących za apteczki). Znów umierasz, standardowo wracasz do punktu zapisu, często oddalonego o kilka ładnych minut gry od miejsca, w którym zginąłeś. I nagle orientujesz się, że punkt zapisu punktem zapisu jest jedynie z nazwy, bo możesz grać dalej – ale zużyte zasoby (wspomniane już butelki z olejem) nie są zwracane. Z czasem nauczysz się robić na tyle duże zapasy oleju, że już ci go nigdy nie braknie – ale zmarnowanego początkowo czasu już nikt nie odda. A być może wcale nie doczekasz do tego momentu, bo zniechęcony, dla odstresowania, włączysz sobie Sapera.

Feudal Alloy na pewno zapowiadało się lepiej, wyglądało na naprawdę dojrzałą, przemyślaną produkcję – pod każdym względem.

Dzisiaj już wiemy, że tylko wyglądało. Czy Feudal Alloy jest więc grą całkowicie złą? Nie, nic z tych rzeczy – nie jest po prostu grą dla każdego. Jesteś miłośnikiem trudniejszych gier i nie przeraża cię wizja umierania co kilkanaście sekund? Spróbuj, może się odnajdziesz. Szukasz miłej rozrywki na parę wieczorów? To nie, nie tutaj. Może tryb fabularny w Saperze?