Fanowskie Perełki – Pokemon Reborn

Nie jest niczym niezwykłym, że każdy popularniejszy produkt rozgrywkowy prędzej czy później doczeka się grupy kreatywnych fanów, którzy na swój sposób chcą poszerzyć ulubione uniwersum. Niektórzy decydują się na napisanie opowiadania, inni na komiks albo film, a jeszcze inni na przedstawienie autorskiego pomysłu w formie gry, ewentualnie moda. Niekiedy efekty tej wieloletniej pracy budzą autentyczne uznanie, a rozmachem i grywalnością przebijają niejeden komercyjny tytuł.

W tym cyklu artykułów będę przybliżał najciekawsze przykłady kreatywności fanów. Ich forma jednak będzie nieco odbiegała od klasycznej recenzji. Jako że opisywane tutaj dzieła są owocami pasji ich twórców, które można nabyć za zawrotne 0 PLN, to i one nie zasługują na takie samo traktowanie, jak te płatne. Mając tą kwestię wyjaśnioną, możemy przejść dalej.

Nie ma obecnie bardziej dochodowej marki w branży rozrywkowej od Pokemonów.

Kolejne części gier na przenośne urządzenia Nintendo regularnie sprzedają się w wielomilionowym nakładzie, zaś kolejne perypetie Asha Ketchuma gromadzą ogromną widownie przed ekranami, nie wspominając już o zyskach z gadżetów i kart do gry. Nie dziwi wobec tego fakt, że fani są nadzwyczaj płodni w swojej twórczości i pomimo mocno niechętnego podejścia Nintendo do tego typu projektów, w ciągu przeszło dwudziestu lat od wydania pierwszej gry przez internet i pirackie kartridże przetoczyły się setki nieoficjalnych tytułów. Te z kolei można podzielić z grubsza na dwie grupy: Hacki powstałe na bazie ROMów z głównych odsłon, jak Pokemon Ash Gray, czy Liquid Crystal oraz tytuły stworzone bezpośrednio z myślą o komputerach, przy użyciu ogólnodostępnych narzędzi, na ogół RPG Makera.

Właśnie do tej drugiej grupy możemy zaliczyć Pokemon Reborn autorstwa Amethyst.

Tytuł nietuzinkowy nawet jak na standardy innych fanowskich projektów. Już od pierwszego uruchomienia programu wiadomo, że będziemy mieć do czynienia z czymś kompletnie innym, niż to do czego przyzwyczaiło nas Game Freak. Już w pierwszej sekwencji nasza postać cudem unika śmierci w wyniku ataku terrorystycznego na stację kolejową. W tych okolicznościach trafiamy do Reborn – upadłego miasta, Pokemonowej wersji Detroit, gdzie ludzie żyją w biedzie. Na ulicach niczym niezwykłym jest widok bezdomnych i drobnych przestępców, a woda jest tak zanieczyszczona, że na wędkę prędzej złapie się Grimmera, aniżeli Magikarpa. A żeby tego było mało, i tak beznadziejną sytuację pogarszają ataki Team Meteor – lokalnej organizacji o niejasnych celach, a zarazem główny antagonista, który nadaje ton całej przygodzie.

Kompletnie inny wymiar nadany również został samym Pokemonom. Ich moce mają charakter znacznie bardziej destruktywny. Oprócz tradycyjnych walk trenerskich, wykorzystywane są również do atakowania innych ludzi oraz powodowania katastrof naturalnych. Ponadto podczas gry wielokrotnie będziemy świadkami osobistych dramatów ludzi dotkniętych pośrednio lub bezpośrednio działaniami Team Meteor. To wszystko nadaje grze posępnego charakteru, który rzadko kiedy opuszcza gracza.

Mimo tego, wciąż czuć, że gramy w Pokemony.

Rozgrywka wciąż opiera się o eksploracje, rozwiązywanie zagadek logicznych no i, oczywiście, walki. Głównym celem zaś jest zdobywanie kolejnych odznak, by w końcu podjąć ligę i zostać mistrzem regionu. Wszystkie te elementy jednak zostały rozwinięte w całkiem kreatywny sposób. Począwszy od eksploracji: Reborn i okolice pełne są ukrytych miejsc, nagradzających za ich odkrycie specjalnym przedmiotem (często wymaganym do ewolucji niektórych gatunków), czy możliwością złapania nieobecnego nigdzie indziej stworka.

Zagadek jest wiele i ciężko odmówić im kreatywności. Raz trzeba będzie włączać przełączniki w określonej kolejności by otworzyć drzwi, innym razem szukać odpowiedzi do pytań po całej sali by móc zmierzyć się z liderem, a w jeszcze innych okolicznościach, rozwiązywać zadania szachowe. Nie raz i nie dwa trzeba będzie się przy nich zatrzymać na dłuższą chwilę (albo uruchomić poradnik, jeśli jest się niecierpliwym).

Co zaś się tyczy systemu walki, to tutaj zmiany są znacznie głębsze.

Nadal mamy do czynienia ze świetnie znaną i uwielbianą przez wielu walką w turach, choć mocno odświeżoną względem dwudziestotrzyletniego pierwowzoru. Mechaniki są zgodne z wprowadzonymi przy premierze odsłon Sun i Moon. Oznacza to dostęp do garnituru przeszło ośmiuset stworków, megaewolucji, podziału fizyczne-specjalne i wszystkich innych nowinek wprowadzonych na przestrzeni lat. Najważniejszy jednak, jest kompletnie autorski system terenów.

Bitwy w końcu nie odbywają się w próżni i w zależności od pola walki (łącznie jest ich ponad trzydzieści), zmienić się może moc, a czasami efekt i typ ataków. Uznajmy że polem walki jest las. Użycie ruchu cut zetnie drzewo co zwiększy obrażenia i zaliczy je do typu trawiastego. A żeby tego było mało, odpowiednimi ruchami można też wpływać na samo otoczenie i dostosować je na swoją korzyść. Trzymając się już przykładu lasu, używając w nim miotacza ognia nie będzie niczym niezwykłym, że go podpalisz, co będzie ranić wszystkie nieogniste stworki, zaś sama moc ognistych ruchów wzrośnie…

No chyba że akurat pada albo pole walki zostało wcześniej polane wodą. Użyjesz earthquake’a w jaskini? Przygotuj się na to, że może się ona zawalić nokautując wszystkie stworki na polu walki… Chociaż z odpowiednią zdolnością może przetrwają ten kataklizm. Tego typu scenariuszy jest naprawdę mnóstwo i bardzo bym chciał by coś takiego, po kilku drobnych poprawkach, pojawiło się w oficjalnych tytułach, choć nawet i w obecnej formie udanie reformuje rozgrywkę.

Tutaj jednak przechodzimy do pewnego problemu, przez który część graczy może się od omawianego tytułu odbić.

Pokemon Reborn ma gdzieś to, że udało ci się wygrać ligę w Pokemon Emerald jakieś dziesięć poziomów gorszymi stworkami i z przyjemnością pokażę ci gdzie twoje miejsce. Już pierwszy lider posiada pełną drużynę sześciu pokemonów. I chociaż pierwsze parę godzin jest jeszcze względnie łagodne, to po zdobyciu drugiej odznaki poziom trudności zalicza skok i powoli, ale konsekwentnie rośnie. Wymusza zmiany w składzie i trzymanie podkomendnych na mniej więcej równym poziomie.

Pewnie część z was pomyślało, że co za problem dopakować stworki o dodatkowe kilkanaście poziomów, ale gra szybko zrewiduje ten pogląd i jeśli przesadzimy z grindem, to pokemony… Przestaną się nas słuchać. Dopiero zdobycie kolejnych odznak pozwoli odblokować ten limit. Co więcej, nawet podstawowi trenerzy postępują całkiem inteligentnie na tle swoich odpowiedników z oficjalnych gier, nie wspominając już o tym, że każdy ważniejszy trener ma odpowiednio zbalansowany zespół.

Często do zwycięstwa potrzeba bardziej wyrafinowanej taktyki niż używanie najmocniejszego ataku. I to samo w sobie nie jest złe, problem zaczyna się jednak wtedy jak gra postanowi w chamski sposób podbić poziom trudności dając trzy wymagające walki z rzędu, z czego dwie z nich przy przewadze liczebnej przeciwnika. Co prawda stało się tak tylko raz, ale niesmak pozostał.

Wróćmy jeszcze na chwilę do fabuły.

Jej osią jest konflikt z Teamem Meteor, lecz odbiega on nieco od klasycznej walki dobra ze złem. Autorka starała się dać jakiś charakter i motywacje nie tylko liderom sal, czy przywódcom Team Meteor, ale też i szeregowym członkom tej organizacji, wraz z dosyć szczegółowo zarysowanym relacjom. Łącznie wszelkiego rodzaju postaci jest dobre kilkadziesiąt i niestety chcąc nie chcąc, jakość niekoniecznie poszła tutaj za ilością. Często mają aż do przesady wyeksponowaną jedną cechę charakteru, co odbiera im nieco autentyczności. Z kolei w tej grupie znajduje się paru delikwentów, których sama obecność na ekranie doprowadza do szału i każe się zastanowić, czy to nie jest fanfic napisany przez niezbyt lotnego czternastolatka.

Żeby za bardzo nie spojlerować podam jako przykład Ferna, jednego z głównych rywali, przy którym Blue/Gary z Pokemon Red wygląda jak wzorowy szóstoklasista, który po szkole idzie na wolontariat do schroniska. Jego arogancja i ego na poziomie Lecha Wałęsy i Mariusza Maxa Kolonko razem wziętych jest tak niedorzeczna, aż sprawia wrażenie postaci, która służy tylko, by ją nienawidzić.

Jest to swego rodzaju pokłosie dziedzictwa tego tytułu.

Mianowicie, Amethyst stworzyła go jako hołd dla swoich znajomych z którymi stworzyli Reborn Leauge – projekt forumowego roleplay’a z wykorzystaniem symulatora mechanik Pokemonów i większość liderów oraz ich historie, to właśnie odzwierciedlenie tych sesji z elementami z życia rzeczywistego. Szkoda tylko, że odrobinę na tym ucierpiała całość, co nie oznacza, że dotychczas opowiedziana historia jest zła (jeszcze nie została domknięta, ale o tym później). Powiem więcej, pomimo wielości wątków, fabuła wciąż zachowuje spójność i nie pozwala się zanadto pogubić.

Graficznie tytuł stylizowany jest na gry wypuszczone na Gameboya Advance.

Stylizowane jest tutaj właściwym słowem, gdyż gra działa w nieco większej rozdzielczości, jakość spriteów i efekty również przewyższają to co potrafiła generować konsolka Nintendo, choć mimo tego to nie radziłbym grać na pełnym ekranie. Pochwalić muszę ogólną spójność oprawy i wspaniały design lokacji. Od upadłej metropolii, po pustynię, czy nieco bardziej ożywione tereny przylegające do Reborn. Projekty postaci są trochę gorsze, wiele z nich wydaje się bazować na sprite’ach z oryginalnych gier, choć to już podpada pod czepialstwo.

Czepialstwem niestety nie jest już optymalizacja programu. Czuć, że gra osiąga limit dosyć starego przecież RPG Makera XP i przy włączonym trybie turbo potrafi chrupnąć niezależnie od użytej konfiguracji.

Muzyka z kolei to miszmasz oryginalnych kompozycji Ame oraz remiksów utworów z serii GlitchxCity.

Odwaliły kawał dobrej roboty i nie ma w tym cienia przesady. Większość utworów odpowiednio wpasowuje się w dane miejsce dopełniając jego charakteru, samych utworów walk jest dobrych kilkanaście w zależności od okoliczności. Czasami sobie je puszczam tak po prostu, żeby posłuchać. Jedyną większą rzecz do której mógłbym się przyczepić, to to, że GlitchxCity bardzo lubi podkręcać basy, od których uszy puchną, ale ogólne wrażenie jak najbardziej na plus.

Pisząc to wszystko wciąż trzeba brać poprawkę na to, że gra jeszcze nie jest ukończona.

Zwieńczenie historii ujrzymy w ostatnim rozdziale i teoretycznie jest już on gotowy od kilku miesięcy, lecz autorka zdecydowała się opublikować go wraz z całym ,,postgamemem’’, który zapewni dodatkowe kilkanaście(dziesiąt?) godzin gry.

Sęk w tym, że jego tworzenie potrwa co najmniej do połowy przyszłego roku, jednak nawet w obecnej postaci dotarcie do końca obecnego rozdziału zajmie co najmniej 60 godzin. A jeśli postanowi się robić wszystkie zadania poboczne, to spokojnie przy czasie gry zawita jedynka z przodu. Pokemon Reborn to produkcja, która zapewnia to, czego zawsze mi brakowało w oryginalnych grach i anime. Świat przedstawiony jest mroczny, ale przy tym udaje się nie popadać w nadmierną ,,krawędziowość’’. Co więcej, podejmuje udanej reformy nieco skostniałej mechaniki.

Niestety czuć jednak trochę fanowskiej kliszy w postaci wyśrubowanego poziomu trudności. Ciężko mi zatem polecić ją graczom niezaznajomionymi z mechanikami serii. Jeśli jednak nie należysz do tej grupy i nie boisz się wyzwania, to nie będą to zmarnowane godziny.

https://www.rebornevo.com/index.php?/pr/download/

Najnowszą wersję można pobrać pod powyższym adresem.