Z Enigmatis: The Ghost of Maple Creek mam spory problem. Z jednej strony produkcja oddaje w nasze ręce historię, która może zaciekawić, a z drugiej stronę techniczną, która wyjątkowo dużo razy mnie zawiodła. Powoduje to, że każdy może ten tytuł odebrać zupełnie inaczej. Po przejściu gry przeze mnie zagrała w nią moja luba. Produkcja przypadła jej do gustu i sprawnie, bez żadnych przeszkód udało, jej się ją ukończyć. Moje rozgrywka była za to zabugowana oraz pełna problemów. Ale od początku…
Enigmatis: The Ghost of Maple Creek to przedstawiciel gatunku HOPA (Hidden Object Puzzle Adventure) łączący zagadki logiczne z intrygującą historią oraz etapami wymagającymi od nas wytężenia wzroku, aby odnaleźć na planszach sprytnie schowane przedmioty. Autorzy z Artifex Mundi w swojej drugiej produkcji przeniesionej na platformę PlayStation 4, oddają w nasze ręce historię pani detektyw, której celem odnalezienie jest zaginionej dziewczyny. Miasteczko, w którym toczy się fabuła, zostało zniszczone przez potężną burzę. Na domiar złego nasza bohaterka straciła pamięć. Cała śledztwo zatem toczy się od początku, a my odkrywamy coraz to mroczniejsze sekrety, które skrywa amerykańskie miasto Maple Creek. Historia wciąga i zachęca nas do dalszej zabawy, a opowieść staje się coraz bardziej tajemnicza, za co twórcom należy się ogromny plus. Dodatkowo po ukończeniu głównego wątku fabularnego mamy możliwość rozegrania krótkiego rozdziału będącego swoistym prequelem. Historia ta nie jest zbyt długa, jednak stanowi ona miły dodatek pozwalający lepiej zrozumieć wydarzenia.
Przez większość gry raczej „płyniemy” – zagadki nie stanowią zbyt dużego wyzwania, a używane przez nas przedmioty logicznie do siebie pasują i pozwalają brnąć dalej w fabule. Nie znaczy to jednak, że stworzone dla nas zagwozdki są złe — ich poziom jest po prostu na tyle dobrze wyważony, że rozwiązując je, miło spędzamy czas, ale nie czujemy, że ktoś robi z nas debili. Gorzej jest natomiast z planszami, na których musimy odnaleźć przedmioty. Nie chodzi już tutaj o to, że przedmioty są zbyt poukrywane, nie. Sama jakość tych obrazów powoduje, że rzeczy do odnalezienia za bardzo zlewają się z tłem. Autorów trochę w tym przypadku poniosło. Jeżeli jednak któraś z zagadek nas przerasta – zawsze, po upływie pewnego czasu, możemy ją zwyczajnie pominąć. Działa to nawet w przypadku, gdy nie możemy odnaleźć danego przedmiotu. Ciekawym rozwiązaniem jest za to nasza tablica, na której pojawiają się wszelkie poszlaki. Układając je w odpowiednich polach, dochodzimy powoli do rozwiązania zagadki. Fajny patent, który jednocześnie pokazuje nam, jak skomplikowaną historię tytuł oferuje. Oryginalnie tytuł ukazał się w 2011 roku na komputerach stacjonarnych. W porównaniu do tamtej wersji widać, że poprawiono wiele „obrazów” podnosząc ich rozdzielczość, ale też tworząc niektóre od początku. Dzięki temu na dużych ekranach gra prezentuje się ostro i nie straszy jakością. Sam poziom grafik wpisuje się w ogólny standard tego, co mamy w tytułach z gatunku HOPA. Cieszy to, że wszystkie napisy np. na ulotkach są w polskiej wersji językowej, a nie angielskiej z polskimi napisami. Sama gra natomiast ma angielski dubbing z polskim tłumaczeniem. Strona dźwiękowa produkcji dobrze operuje głośnością gry. W momentach, w których pojawia się coś niepokojącego, słyszymy głośny dźwięk, co w połączeniu z nagłym pojawieniem się np. innego bohatera, może wystraszyć.
Podsumowując to, co napisałem wcześniej można dojść do wniosku, że Enigmatis: The Ghost of Maple Creek to solidna produkcja z gatunku HOPA, mająca tylko drobne wpadki. Ale niestety tutaj przechodzimy do strony technicznej tytułu. O ile gra ładuje się bardzo szybko i nie ma problemów ze stabilnością, tak ma spory problem z błędami uniemożliwiającymi ukończenie gry. Tytuł udało mi się ukończyć dopiero za trzecim podejściem. W pierwszym przypadku dotarłem do momentu, w którym nie wiedziałem co robić dalej. Używanie funkcji podpowiedzi nie pomagało. Uruchamiał się dźwięk wskazujący na pomoc, ale na ekranie nie widziałem żadnych wskazówek. Dopiero dokładne przeanalizowanie przejścia początku gry na YouTube dało mi odpowiedź. Jeden z pierwszych obiektów, jaki podnosimy w grze — nie dodał mi się do inwentarza. Uniemożliwiło to kontynuację gry. Jedynym rozwiązaniem było tylko i wyłącznie rozpoczęcie gry od nowa. Podejście drugie. Podobny problem. Tym razem nie pojawiła mi się postać przy kościele. Podejście trzecie… Udało się… Jednakże nie obyło się bez drobnych błędów. Na planszach, w których szukamy schowanych obiektów, mamy ich listę. Część z nich potrafiła pojawiać mi się po angielsku, ale to już pikuś w porównaniu z poprzednimi problemami…
Końcowa ocena to duży kredyt zaufania dla polskich twórców. Zaufania, że błędy zostaną poprawione i rozgrywka w Enigmatis: The Ghost of Maple Creek będzie zawsze bezproblemowa. Bo tytuł Artifex Mundi to świetna historia i bardzo dobre zagadki. Niestety, tak poważne niedociągnięcia uniemożliwiające rozgrywkę, mocno obniżają końcową ocenę. Jeśli czytacie tę recenzję już jakiś czas po jej publikacji — sprawdźcie, czy twórcy nie wydali jakiś łatek, bo historia w grze jest zdecydowanie warta odkrycia.