Eliza – recenzja

Nie miałem do tej pory wiele do czynienia z gatunkiem visual novel – ot zawsze jakoś omijałem te produkcje, głównie japońskie; co może być ciekawego w grze, która tak naprawdę z grą ma niewiele wspólnego? Której brakuje jakiejś głębszej interaktywności? Od poznawania samych historii mamy w końcu filmy, seriale, książki… Aż pewnego dnia natknąłem się na Elizę – visual novel od studia Zachtronics.

Eliza to interaktywna opowieść o Evelyn Ishino-Aubrey – niegdyś wspaniałej i błyskotliwej programistce, pracującej dla firmy Skandha.

Trud pracy w wiecznym „crunchu” spowodował, że Evelyn zniknęła na trzy lata, podczas których prawie całkowicie wycofała się z życia towarzyskiego. Poznajemy ją w momencie, kiedy postanawia wyrwać się z tego marazmu. Wraca do Skandhy. Skandha to firma przyszłości – jej flagowym produktem jest tytułowa Eliza, aplikacja, a raczej cały system, inteligentny asystent-psycholog. Sztuczna inteligencja zaprzęgnięta została dla zastąpienia psychologów-ludzi. Aplikacja odbiera wyznania od pacjentów i przetwarza je, ostatecznie próbując postawić diagnozę, podpowiedzieć coś.

By ułatwić odbiór Elizy zwykłym ludziom, Skandha zdecydowała się dodatkowo zatrudniać ludzkich pośredników, „proxies”, jak są nazywani. Evelyn staje się jednym z takich pośredników. Jej praca, pozornie, nie wydaje się być z tych skomplikowanych. Ot siada przed pacjentem, na głowę nakłada kask rzeczywistości rozszerzonej, na którego ekranie wyświetlają się frazy, odpowiedzi na pytania „klientów”, wygenerowane przez Elizę. Zadaniem Evelyn jest po prostu ich czytanie.

Historia z każdym kolejnym rozdziałem komplikuje się i rozgałęzia, nigdy jednak nie staje się zagmatwana.

Większość treści przekazywana jest za pomocą dialogów między postaciami – z niesamowicie zrealizowanym voice-overem. Głosy są naprawdę dobrze dobrane do bohaterów, słyszymy różne akcenty, różne rejestry języka, aktorzy głosowi genialnie operują tempem wypowiedzi, emocjami. To coś, co zachwyca od pierwszych usłyszanych słów.

Na swój sposób zachwycające są też tła lokacji, które serwuje nam Eliza w trakcie opowiadania historii.

Jest w nich coś magicznego, stylem przypominają mi obraz „Nocne marki” Edwarda Hoppera. Każde tło ma swój charakter, w każdym jest coś przyciągającego, równocześnie w każdym z nich czuć ten sam styl, ten sam zamysł. Uzupełnieniem, może dopełnieniem, są reprezentacje postaci, nienachalne, nieprzesadnie uszczegółowione, wciąż unikalne – i, o czym już wspominałem, naprawdę genialnie zgrane z brzmieniem głosu aktorów.

Eliza to łącznie 5-6h gry, z czego właściwej „gry” mamy tutaj niewiele.

Ale sprawdźcie koniecznie pasjansa z telefonu głównej bohaterki, potrafi być trudny!. Chwała studiu Zachtronics, że wprowadziło do gry automatyczne przełączanie między kwestiami wypowiadanymi przez postacie. To pozwala szybko przebrnąć przez niektóre zbyt „przegadane” momenty. Odbiorcy do obsługi zostają wtedy tylko te frazy dające wybór odpowiedzi.

Eliza wydaje się mi być czymś więcej niż prostą visual novel próbującą opowiedzieć jakąś historię.

Momentami to bardziej rozważania nad tym, do czego doprowadzić może rozwój technologii i, co najważniejsze, jaka jest w nim rola poszczególnego, pojedynczego człowieka. Czy powinien za wszelką cenę w nim uczestniczyć? Czy może jeszcze zerwać z wyścigiem szczurów i żyć po swojemu, uprawiając swój ogródek? Eliza nie stara się dać odpowiedzi na te pytania, nie stara się wartościować żadnej z opcji – pozostawiając to graczowi. Polecam, zachęcam.