Driftland: The Magic Revival – recenzja

Czy pamięta ktoś Majesty? Strategie ekonomiczną, która pozwalała nam zarządzać królestwem, ale nie w bezpośredni sposób – wszystko odbywało się za pomocą nakładanych nagród pieniężnych, aby zmotywować mieszkańców królestwa. Dodajcie do tego potężną magię i świat po ogromnej katastrofie, a otrzymacie Driftland: The Magic Revival.

Driftland: The Magic Revival to strategia ekonomiczna, w której wcielamy się w potężnego maga, który musi odbudować zniszczone królestwo.

Główna oś fabularna kręci się wokół historii kilku, znacznie różniących się od siebie ras, a my musimy poznać je po kolei. Krasnoludy np. posiadają najmniej zaklęć, ale są mistrzami w rzemiośle. Z kolei mroczne elfy to mistrzowie magii zniszczenia. Nie wspominam tu o innych jednostkach czy budynkach, bo to wydaje się oczywiste. Kampanie zostały podzielone na misje, a te z kolei na proste cele – wybuduj to, zdobądź tamto etc. Jeśli graliście kiedyś w jakąkolwiek strategie to wiecie czego się spodziewać.

Do naszej dyspozycji oddano tutaj przeróżne budowle.

Najważniejsze to oczywiście kwatery mieszkalne i wszelkiego rodzaju farmy, które zapewnią nam szczęśliwe społeczeństwo, gotowe umrzeć w naszym imieniu. Więcej ludzi, równa się więcej robotników i żołnierzy, a to równa się więcej możliwości podboju terenów. Nie zapomnijmy jednak o wszelkiego rodzaju kopalniach – od węgla po diamenty. Budynki możemy oczywiście rozwijać, a każdy kolejny poziom zwiększa naszą produkcję danego materiału. Warto skupić się na ulepszaniu budowli, a nie na stawianiu kolejnych – za utrzymanie budynków musimy bowiem płacić grze myto, a udoskonalanie ich nie zwiększa płaconej codziennie kwoty.

Mamy tutaj oczywiście wiele mechanik znanych z tego gatunku. Możemy swobodnie kontrolować przepływ czasu, aby nie musieć czekać godzinami na surowce czy budynki. Mapę otacza mgła wojny, która rozstępuje się przed nami w czasie eksploracji, jednak po przejściu zwiadowców wraca na miejsce. Utrudnia to spostrzeżenie wroga i wymaga od nas ciągłej rozbudowy królestwa, aby zapewnić sobie lepszą widoczność, a tym samym przewagę nad niemilcami.

Rozgrywkę zaczynamy od wspomnianej wyżej eksploracji, przeszukując okolicę i wybijając zagrożenia.

Następnie korzystamy z naszych magicznych mocy, aby przyciągnąć kawałek ziemi bliżej naszego królestwa. Następnie możemy wybudować most, łączący dwie wyspy i wypuścić naszych budowlańców na nowe tereny. Dzięki temu, nie tylko poszerzamy królestwo, ale też zapewniamy sobie dostęp do nowych dóbr, leżących głęboko w ziemi.

Na początku tekstu nawiązałem do Majesty i to w zarządzaniu jednostkami widać najwięcej podobieństw. Nie kontrolujemy bowiem naszych żołdaków bezpośrednio, a jedynie dajemy im wytyczne. Żądamy np. eksploracji danej strefy lub ataku na dany obiekt. W teorii brzmi to dobrze, jednak wkradło się  tutaj kilka błędów związanym z AI jednostek. Często do danego rozkazu leci tylko jedna postać, co wygląda komicznie, np. w przypadku szarży na wroga, ale po kilku razach już wkurza.

Dużo lepiej działa aspekt ekonomiczny. Pracownicy pilnują swoich miejsc pracy i dbają o wydobycie surowców. Wolna wola jednostek jest spoko, ale tutaj zachwiała by całkowicie podstawy zabawy, więc cieszę się, że z niej zrezygnowano.

Driftland: The Magic Revival to z pewnością dobry przedstawiciel strategii.

Stawia na rzadko spotykane mechaniki, nie powielając dzięki temu wielokrotnie widzianego już schematu. W grze szwankuje jedynie AI jednostek, ale produkcja nadrabia to aspektami ekonomicznymi, a także przepiękną oprawą graficzną i muzyczną. Nie jest to gra idealna, ale z pewnością starczy na długo fanom gatunku, bo oprócz kampanii czeka na nas gra swobodna. Zakasajcie więc rękawy i bierzcie się do rzucania zaklęć.