Dirt Rally 2.0 – sequel który nie dorównał pierwowzorowi.

Jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier tego roku spoza platformy Nintendo był Dirt Rally 2.0. Po słabym Dirt 4, Codemasters obiecało powrócić do formuły bardzo ciepło przyjętej, hardcorowej części o podtytule Rally. 2.0 w tytule sugeruje, że powinna to być usprawniona, lepsza od oryginału część rozwijająca świetną formułę jedynki. Niestety, nie tym razem.

Tytuł, który powinien być dodatkiem.

Zacznijmy od tego, że Rally 2.0 bardzo mało zmienił w formule rozgrywki poprzednika. Ponownie przyjdzie nam przejść kampanię podczas której będziemy awansować na kolejne szczeble rajdowej kariery oraz zdobywać coraz to bardziej liczące się tytuły na scenie wyścigów rallycross. Kampania ma niemalże taką samą formułę jak pierwsza odsłona, z tą różnicą, że jest nieco łatwiejsza – szczególnie podczas pierwszych etapów. Te są bardziej przyjazne nowym graczom. Poza samym ściganiem się będziemy musieli – oczywiście jeśli myślimy o rywalizacji na wyższych poziomach trudności – ulepszać nieznacznie naszą rajdówkę, szkolić zespół mechaników przygotowujących auto oraz dopasowywać ustawienia samochodu przed wyścigami. Oprócz tego możemy brać udział z cyklicznych, ograniczonych czasowo wyzwaniach, oraz mistrzostwach historycznych, w których przyjdzie nam usiąść za sterami zarówno kultowych klasyków, jak i nowoczesnych samochodów rajdowych.

Nie ma tutaj jednak nic nowego.

Gra ponownie oferuje nam w trybie dla jednego gracza tak naprawdę 3 sposoby rozgrywki – mistrzostwa rajdowe oraz rallycrossowe i tryb time trial, w którym po prostu staramy się przejechać dany odcinek jak najszybciej. Rozumiem, że podseria Rally ma stawiać przede wszystkim na realizm i taki sposób prowadzenia zabawy najlepiej oddaje charakter rajdów, ale tęsknie nieco za bardziej urozmaiconymi kampaniami, jak np. w pierwszym i trzecim Dirt, lub stareńkim Colinie 2005, który przynajmniej próbował jakoś znacząco rozgraniczyć styl zabawy w trybie kariery i w trybie dowolnych mistrzostw.

Jest tutaj także obecny aspekt ekonomiczny.

Do trybów mistrzostw historycznych, mistrzostw WRC i mistrzostw „niestandardowych”, w których możemy samemu wybierać trasy i warunki pogodowe oraz ustalać cały przebieg zawodów nie potrzebujemy kupować nowych pojazdów – wszystkie są bowiem na start odblokowane. Jednakże, w trybie kariery będziemy musieli wydawać zarobione – także wyłącznie w tym trybie – pieniądze na nowe pojazdy. Nie wiem kto wpadł na pomysł, aby pula samochodów które możemy kupić zmieniała się co osiem godzin, ale powinien on rozważyć czy aby na pewno taki zabieg jest dobry w grach single player. Tylko mnie ten feature rozdrażnił. Wypatrzyłem sobie fajną skodę w sklepie, którą chciałem zakupić. Nie miałem wystarczającej ilości kredytów, więc wystartowałem w kolejnym rajdzie. Jak się później okazało – na marne, ponieważ gdy wróciłem do sklepu z pieniędzmi potrzebnymi na zakup auta, zamiast skody znalazłem citroena…

Poza drobnymi różnicami – cały core trybu dla jednego gracza, czyli kariera i mistrzostwa pozostały niemalże niezmienione. Dużo bardziej wolałbym, gdyby Dirt Rally 2.0 był po prostu dużym DLC do jedynki dodającym nowe trasy, mistrzostwa i samochody. Tym bardziej, że…

W gruncie rzeczy jedynka była lepszą grą.

Zacznijmy od tego, że model jazdy zmienił się w stosunku do pierwszej odsłony – moim zdaniem – na gorsze. Samochody są łatwiejsze do opanowania, może za wyjątkiem kilku tylnonapędowych klasyków oraz legendarnej grupy B. Ona wciąż pozostaje nie do okiełznania dla ludzi którzy nie zjedli sobie zębów na grach wyścigowych. Reszta pojazdów jest grzeczniejsza i trochę straciła swój pazur.

Żeby być jednak sprawiedliwym – jest to dużo lepszy model jazdy niż w Dirt 4. Choć jest on bardziej przyjazny, zmiana jest akceptowalnie subtelna – nadal czuć tu ducha pierwszego Dirta Rally. Po prostu dzięki łatwym do opanowania samochodom przednionapędowym, gra ma teraz dużo niższy próg wejścia.

Prawy sześć, lewy sześć, prawy pięć…

Niestety – model jazdy nie jest bynajmniej jedynym aspektem gry, pod względem którego przegrywa ona moim zdaniem z pierwowzorem. Największą wadą 2.0 okazały się bowiem dla mnie niespodziewanie… trasy. Wydawało mi się, że Codemasters opanowało dobieranie ciekawych tras rajdowych niemalże do perfekcji, a jednak, w porównaniu z poprzednikami, odcinki jakie przyszło mi przemierzać okazały się proste i dość nudne. Najlepiej z całego zestawienia wypada jak dla mnie Argentyna – jest to zbiór świetnych, offroadowych etapów z masą wyboi, zakrętów, dziur, hopek, wąskich nawrotów… Jedne z najlepszych tras w historii serii.

Niestety, poza wspomnianą Argentyną i bardzo przyjemną Nową Zelandią, pozostałe trasy wydają się dla mnie dość proste i zwyczajnie gorsze od poprzedników. Polskie OSy, które tak bardzo ciekawiły mnie przed premierą gry wypadają moim zdaniem słabo w porównaniu chociażby z trasami niemieckimi w pierwszym Rally. Australia to bardzo proste, choć przyjemne odcinki. Najgorzej wypada jednak w mojej opinii USA i Hiszpania. Stany są po prostu nudne i mało wymagające, a asfaltowe „serpentyny” na półwyspie Iberyjskim to dla mnie jedne z najgorszych odcinków w serii. Mało na nich ciekawych zakrętów, droga jest – jak na rajdowe standardy – bardzo szeroka. Jedyną trudnością jaką napotkałem podczas ogrywania mistrzostw w Hiszpanii było bardzo uciążliwe słońce, podczas zachodów oślepiające tak mocno, że nie widziałem gdzie właściwie jadę.

Wraz z sezonem pierwszym DLC, do Dirta Rally 2.0 trafią trasy z pierwowzoru: Szwecja, Niemcy i Monte Carlo.

To sprowadza mnie do pewnej dygresji. Dlaczego właściwie 2.0 nie jest po prostu DLC do jedynki? Ta gra to praktycznie to samo pod względem gameplay’u, a nawet wolałbym ogrywać nowe odcinki ze starym, trudniejszym modelem jazdy. Nieco wcześniej także napisałem, że 2.0 zawiera niemalże te same tryby co poprzednik. Jest od tego jednak pewien wyjątek. Brak hill climbu. Uwielbiany przez wielu graczy tryb, w którym można się było ścigać w najpotężniejszych rajdowych potworach wszech czasów po prostu zniknął z drugiej odsłony gry.

Graficznie ładnie, ale bez szału.

Tytuł nieźle prezentuje się podczas rozgrywki. Gównie dlatego, że pędząc 150km/h przez wąską leśną drogę nie mamy zbytnio czasu na przyglądanie się detalom. A że oświetlenie i ogólny wygląd tras prezentuje się bardzo przyzwoicie, ciężko jest na PC zauważyć, ze grafika tak na prawdę wcale nie powala. Zresztą zapewne sami już to zauważyliście patrząc na screeny z gry – tekstury są nieco nieostre. Szczególnie słabo wypada znajdująca się kilka metrów od samochodu roślinność, która sprawia wrażenie nieco rozmytej. Najgorzej prezentują się modele kierowców i ich animacje, pokazywane np. na początku wyścigów rallycross. Jako całość, tytuł wciąż prezentuje się nieźle, ale serii przydałoby się trochę nowej technologii.

Dźwiękowo – dobrze wypracowany standard.

Gdy pierwszy raz odpaliłem 2.0 i usłyszałem motyw przewodni gry, od razu pomyślałem „oho, kolejny „Colin””. Zarówno ścieżka dźwiękowa, jak i wszystkie efekty takie jak piszczenie i zgrzytanie naszego samochodu, piski opon, ryk silnika – brzmi tak samo dobrze jak zawsze. Nieco nie podobał mi się głos lektora oraz polski pilot, ale przynajmniej tym razem znalazł się on w grze – nie mogę zatem traktować tego jako wadę.

Przyznaję – długo rozważałem jaką ocenę końcową wystawić  dla Dirt Rally 2.0

A to głównie dlatego, ze jako gra rajdowa tytuł jest po prostu niezły. Model jazdy, choć prostszy – nadal jest satysfakcjonujący i wymaga od gracza dużego refleksu i dobrych umiejętności panowania nad pojazdami. Trasy – choć nierówne i nie tak dobre jak w pierwowzorze – wciąż mają swoje dobre momenty. Grafika w najnowszych rajdówkach Codemasters nieco już się zestarzała, ale w ruchu do dziś prezentuje się dobrze. Ale…

Moim zdaniem pierwszy Dirt Rally jest grą dużo lepszą. Zanim zasiadłem do recenzji zastanawiałem się – komu mógłbym polecić 2.0? Ludziom którzy nigdy nie grali w rajdówki? Nie, gra zdecydowanie nie jest dla nich. Ludziom którzy lubią rajdówki, ale nie grali w Dirty? – Nie, tym poleciłbym zdecydowanie pierwszą część. Posiadała ciekawsze trasy, miała także śnieżne etapy oraz hill climb, którego brakuje w tej odsłonie. Ludziom którzy lubią rajdówki i grali w pierwszego Dirta? – Też nie, ponieważ 2.0 jest moim zdaniem gorsze. Ta gra jest również przyjemna i dobrze wykonana, tak samo zresztą jak każda rajdówka od Codemasters, ale niestety stanowi krok w tył w stosunku do jedynki. I to duży krok.