Czy kawą można znokautować przeciwnika? Coffee Crisis – recenzja

Dlaczego obcy mogą chcieć najechać Ziemię? Czy bariści potrafią porządnie przywalić? Po co tak naprawdę staruszkom laski i balkoniki? Czy kawą można znokautować przeciwnika? Na te i inne równie abstrakcyjne pytania znajdziecie odpowiedź w Coffee Crisis. Pytanie tylko, czy gra jest warta świeczki…

Utrzymana w klimacie retro beat’em up’ów pozycja przygotowana przez Mega Cat Studios, to szalona mieszanka pomysłów, które w założeniu autorów z pewnością miały wnieść do klasycznego schematu powiew świeżości. Obawiam się jednak, że poza hardkorowymi fanami gatunku, niewiele osób zdecyduje się ją ukończyć. Dlaczego? Przekonajcie się sami albo… przeczytajcie recenzję do końca!

Coffee Crisis to side-scrollowa bijatyka, w której wcielamy się w Nicka lub Ashley – baristów knajpy, która niezbyt dobrze zniosła najazd obcych.

Uzbrojeni w śmiercionośną broń, czyli wór kawy lub kawiarkę (zależnie od wybranej postaci) rzucamy się w wir potyczek z różnego rodzaju pozaziemskimi istotami… a także staruszkami, ochroniarzami, metalowcami, a nawet dziewczynami w kowbojskich kapeluszach, używającymi bicza nie gorzej niż Indiana Jones.

Poza nieco absurdalną narracją – wiążącą najazd obcych z Wi-Fi, kawą i heavy metalem – tytuł zapewnia (niestety) powtarzalną rozgrywkę. Ta potrafi przerodzić się w prawdziwe piekło nawet wtedy, gdy jesteśmy już pewni, że opanowaliśmy wszystkie ruchy i znamy schematy ataku poszczególnych przeciwników. Sterowanie nie należy wprawdzie do skomplikowanych – do dyspozycji mamy atak podstawowy, ładowany, skok (podczas którego możemy wyprowadzić atak z powietrza), przytrzymanie pozwalające obić pojedynczego przeciwnika lub rzucić nim w innych oraz ruch specjalny, którego użycie wiąże się jednak z utratą części życia postaci – ale zestawy przeciwników pojawiające się na ekranie w obrębie jednego poziomu, mogą się od siebie znacząco różnić.

Ten element losowości w połączeniu z systemem zróżnicowanych modyfikatorów, które autorzy zaimplementowali w swojej grze (celowo nie tłumacząc ich efektów) sprawia, że rozgrywka, nad którą mieliśmy kontrolę, w jednej chwili potrafi przerodzić się w totalny chaos. Wrogów często jest zwyczajnie za dużo, przez co musimy bez przerwy skakać i zastanawiać się, kiedy będzie dobry moment, by wyprowadzić pojedynczy cios. Nie pomagają w tym modyfikacje, znacznie zmieniające nie tylko warunki, ale też wygląd gry (co dobrze obrazują załączone screeny).

Jedyną nadzieją w takich sytuacjach jest atak specjalny, odrzucający pobliskich przeciwników i choć przez chwile dający nam kontrolę nad żądnym krwi (a może kawy?) tłumem wrogo nastawionych postaci. By go używać, trzeba jednak nieustannie zerkać na zdrowie naszego baristy bądź baristki. Te z kolei, nie wiedzieć czemu, ma kolor ŻÓŁTY, a pasek ulokowany jest wokół widniejącej w lewym górnym rogu ekranu dłoni (pokazującej „rogi” przy odpowiednio dużym combo), co skutecznie utrudnia orientację w aktualnej sytuacji zdrowotnej naszego bohatera.

Nie zabrakło oczywiście standardowych rozwiązań pojawiających się w tego typu produkcjach.

Przebijając się przez kolejne zastępy przeciwników możemy niszczyć niektóre elementy otoczenia, zyskując dzięki temu bonusy punktowe, „apteczki” czy dodatkowe życia. Wszystko oczywiście odwołujące się do motywów kawy (dzbanek kawy, torba ziaren itd.). W niektórych momentach między poziomami mamy możliwość zdobycia dodatkowego życia poprzez zręcznościową minigierkę polegającą na mashowaniu przycisku i zmuszaniu postaci do wlewania w siebie litrów kawy.

W grze znajdziemy też różnego rodzaju broń, pozwalającą nam skuteczniej rozprawiać się z falami wrogów. Są też silniejsi przeciwnicy i bossowie, których rozpoznamy od razu po okrągłym pasku zdrowia nad ich głowami.

Mimo tego, że momentami miałem ochotę rzucić Switchem o ścianę, nie mogę nie dostrzec dobrych stron „kawowego kryzysu”.

Gra wygląda świetnie! Już na screenach (tych, które pokazują rozgrywkę bez aktywnego modyfikatora) można dostrzec, że twórcy wiedzą, co to retro i nie jednego beat’em up’a w życiu ograli. W ruchu prezentuje się to jeszcze lepiej, a animacjom poruszania się i ataku rozpikselowanych postaci niczego nie brakuje. Do tego dochodzi naprawdę dobrze brzmiący metalowy soundtrack, który idealnie nadaje się na podkład do rozprawiania się z kolejnymi falami przeciwników. Może ilość wrogów wynika po prostu z tego, że twórcy chcieli oddać warunki panujące w pogo?

Ostatnią, choć dla niektórych pewnie najważniejszą zaletą gry jest tryb lokalnej kooperacji, umożliwiający przechodzenie gry wespół z drugą osobą. Idealne rozwiązanie dla posiadaczy Switcha, nie wymaga bowiem dodatkowego zestawu joy-conów. Gra teoretycznie nie jest długa, bo można przejść ją w nieco ponad godzinę (kody pojawiające się pod ekranem game over umożliwiają kontynuowanie rozgrywki od ostatniej lokacji), ale niedoświadczeni gracze będą zmuszeni wielokrotnie powtarzać poziomy. Umrzeć jest łatwo, nawet gdy wybierze się prostszy poziom trudności. Prawdziwym wyzwaniem jest przejście gry od początku przy pojedynczym podejściu.

Coffee Crisis to tytuł, który wywołuje u mnie mieszane uczucia.

Zdecydowanie doceniam starania twórców, którzy zadbali o to, by strona wizualna gry przywodziła na myśl automatowe beat’em up’y. Fani cięższego brzmienia z pewnością polubią towarzyszącą grze muzykę. Z drugiej strony wiele decyzji dotyczących rozwiązań samej rozgrywki jest dla mnie po prostu niezrozumiałe. Mam wrażenie, że nie chcąc robić kolejnego zwykłego beat’em up’a, twórcy delikatnie mówiąc… przekombinowali. Kto wie, może gra nie przypadła mi do gustu z tego prostego powodu –  do miłośników kawy zdecydowanie nie należę.