Chaos Code: New Sign of Catastrophe (PS4) – recenzja

Dzisiaj w recenzji tytuł niczym się niewyróżniający. Każdy element jest zaledwie poprawny lub spartolony, a gra nie przyciąga do siebie i wypada blado na tle innych produkcji. Poznajcie Chaos Code: New Sign of Catastrophe –  bijatykę, która zaginie w gąszczu innych gier.

Przenieśmy się w przeszłość

Osoby, które niedawno próbowały podłączać PS2 do nowych telewizorów zapewne doskonale wiedzą jak wygląda ogólny format wyświetlanego obrazu. Oczywiście pomijając słabej jakości tekstury, ujrzymy obraz rozmyty, sprawiający wrażenie lekkiej mgiełki. Chaos Code: New Sign of Catastrophe to bijatyka 2D stworzona na podstawie lekko pikselowych postacii naszych wojowników — czyli coś, z czym bez problemu poradziłoby sobie PS2. A wspomniana „mgiełka”? Też jest! Cały obraz gry jest rozciągnięty z spritów niskiej jakości co powoduje, że nasze oczy zdecydowanie szybciej się męczą. Old School pełną gębą! Oczywiście grafika nie jest najważniejsza — no, chyba że psuje nam wzrok.

Zwykła zwykłość

Chaos Code: New Sign of Catastrophe jest tak „standardową” produkcją jaką tylko może być. Dostajemy szesnastu wojowników posiadających lekko modyfikowalne style walki. Do tego tłuczemy się na różnorodnych planszach, na których nie można wykorzystywać otoczenia (co akurat w tym przypadku nie traktuje jako minus). Samo mordobicie jest przyjemne. Przypominają się czasy automatów na monety. Jeżeli pamiętacie tamte pojedynki — tu dostaniecie dokładnie to samo. Bohaterowie, ponownie, przemieleni przez wszelkie możliwe gry (prócz jednego). Cycate dziewczyny, postać w robocie, zwykły karateka — nihil novi. Ciekawą „postacią” jest za to duet młodych wojowników. Możemy atakować któregoś z nich, co powoduje utratę ich życia jako całości(tzn oboje tracą życie), za to grając tą postacią, możemy znacznie szybciej wyprowadzać ciosy.

A powalczymy w…

Nie zgadniecie! Tak! W trybach, która znajdziecie wszędzie. Na szczęście, plusem tutaj jest to, że ich ilość jest naprawdę duża. I tak zagramy w standardowym trybie arcade. Versus mode dla pojedynków ze znajomymi. Survival to oczywiście tryb, w którym staramy się przetrwać jak najdłuższą liczbę rund. Swoje umiejętności możemy szlifować w practice mode. Tutaj należą się pochwały za liczne opcje konfiguracji takiego treningu. Możemy zadecydować nawet o takich małych rzeczach jak postawa przeciwnika. W przypadku Mission Mode byłem pewien, że poznamy tam losy naszych bohaterów, skoro gra wita nas krótkim wprowadzeniem fabularnym. Niestety jest to tylko z góry ustalona walka z 8 przeciwnikami. W każdej „misji” pojawia się jakiś modyfikator zmieniający zasady walki. Czasem możemy np. używać tylko słabych ataków.

Nijakie to, nijakie tamto…

Fabuła gry to prosty zarys przedstawiający nam świat gry. Jedna plansza. Przeczytałeś? No to masz powód to walk. Nie masz? Ciesz się, że w ogóle coś napisaliśmy. Chaos Code: New Sign of Catastrophe to taki produkt zrobiony na odwal się. Wrzućmy wszystko, co w miarę działa w innych produkcjach, olejmy warstwę techniczną i liczymy pieniążki. Ale ostrzegam — nie znajdziecie tu nic odkrywczego. Lepiej kupić JAKĄKOLWIEK inną produkcję, która eksperymentuje z formułą.