Castaway Paradise – recenzja (PS4)

Już od jakiegoś czasu popularność zyskują „klony” (obecnie nie mającego się zbyt dobrze) Harvest Moona. Renesansem gatunku była zdecydowanie premiera wydanego w 2015 Stardew Valley. Teraz w drodze mamy dobrze zapowiadającą się My Time At Portia, a już 31 lipca dostaniemy omawianą przeze mnie konsolową konwersje mobilnej gry Castaway Paradise.

Tak prezentuje się jedyna cutscenka w grze

Tytuł już od 2015 roku jest dostępny na PC oraz platformach moblinych. Twórcy nie ukrywają, że inspirację do gry wzięli z takich gier jak Animal Crossing czy właśnie Harvest Moon.

Grę rozpoczynamy jako rozbitek. Zostajemy wyrzuceni na plażę znajdującej się na tropikalnej wyspie. Po krótkim samouczku dostajemy swój własny „dom”, czyli pospolity namiot, który wraz z postępem w grze będzie można rozbudować do naprawdę potężnej willi. Nie dostajemy żadnego konkretnego celu, a jedynie listę rzeczy do wykonania. Jeśli uda się ją ukończyć to dostajemy nagrodę w postaci punktów doświadczenia oraz waluty growej. I tak codziennie.

Czeka nas duużo podlewania

Jako przykładny mieszkaniec wyspy musimy pomagać naszym sąsiadom. Dostajemy od nich niezbyt wyszukane zadania pokroju pozbierania kilku śmieci lub przyniesienia konkretnych przedmiotów. W zamian dostajemy zwykle punkty doświadczenia oraz kryształy będące grową walutą.

Tak naprawdę za każdą czynność dostajemy wspomniany wyżej exp. Potrzebny jest on do podwyższenia swojego poziomu, który z kolei odblokowuje coraz to nowsze oraz rzadsze przedmioty. Osobiście uważam to za złe rozwiązanie, które powinno zostać przystosowane do konsolowych standardów.

Walutę zdobywamy głównie za zebrane przedmioty na wyspie oraz te, które sami wyhodowaliśmy. Już tutaj chciałbym się przyczepić do jednej rzeczy. Dlaczego uprawiać możemy tylko na 12 kratkach? Dlaczego nie możemy tego poszerzyć, bądź rozbudować?

Tak samo sprawa ma się źle z podlewaniem. Zastanawiacie się jak cudem można to zepsuć? Twórcy Castaway Paradise udowodnili, że to jest możliwe. Każdy plon trzeba podlewać kilkukrotnie, inaczej nie zacznie rosnąć. Głównie sprowadza się to ciągłego męczenia biednego przycisku odpowiedzialnego za użycie konewki. Dużo lepiej jest to zastosowane np. w Stardew Valley, w którym po prostu musimy uzupełniać konewkę.

Czeka nas duużo podlewania

Smutnym faktem jest odczuwalna przeszłość mobilna, która objawia się potrzebą czekania realnego czasu do wzrostu plonów, drzew itp. Mimo, że sama gra w korzeniach jest naprawdę przyjemna, to fakt czekania jako główna czynność nie przyciąga, a wręcz odrzuca potencjalnego odbiorcę.

Jako, że cały czas tylko na grę narzekam to warto wspomnieć o aspektach, które przemówią pozytywnie nad tytułem. Pierwszym i właściwie najważniejszym jest zbieractwo. Zbierać możemy setki przedmiotów oraz zwierząt. Oczywiście nie mówię tutaj o żadnych koniach, kozach czy kurczakach, ale o motylkach, żuczkach, rybkach i wielu innych. Jest to jedyny czynnik, który pozwala zostać w grze na dłużej, ponieważ ryby oraz małe stworzonka są wszędzie. Napotkamy je właściwie na każdym kroku i nie dość, że czasem trzeba się natrudzić żeby je złapać to jeszcze możemy porównywać nasze wyniki z innymi graczami.

Bycie najlepszym w rankingu budzi podziw

Na pochwałę zasługuje także przyjemna dla dzieci oprawa wizualna oraz audiowizualna. Gra jest kolorowa, pozbawiona wszelkiej przemocy, więc śmiało ten tytuł można zaproponować młodszym odbiorcom.

Piknik w budynku?

Podsumowując, Castaway Paradise to przyjemna gra, niestety nie jest pozbawiona bolączek z wersji mobilnej. Jeśli interesuje was jej kupno, to w dniu premiery będzie dostępna za $12.99, czyli za około 49 złotych. Osobiście bardziej zalecam wypróbowanie gry na telefonach i już tam pozostanie, ponieważ na konsolach już jest wiele bardziej ciekawszych oraz zajmujących produkcji tego typu.