Call of Duty: Modern Warfare – Historia, na którą czekałem od lat!

Prawdopodobnie podtytuł tegorocznego Call of Duty jest magiczny, ponieważ nowe Modern Warfare podobnie jak stare, jest genialne! Oczekiwałem dużo od tego tytułu, ale to, co dostałem w niektórych miejscach, przerosło moje wyobrażenia!

W zeszłorocznej odsłonie COD’a – Black Ops 4, zabrakło kampanii dla pojedynczego gracza. Gracze i prasa spekulowali, że ta, może już nigdy nie powrócić. Że czasy się zmieniły i najbardziej opłaca się robić gry usługi, na których czele stoi obowiązkowo tryb Battle Royale. Jakie to szczęście, że się mylili! Mam wrażenie, że przez ten rok twórcy dorośli.

Nie wiem, czy to miało wpływ na jakość Modern Warfare, ale dziękuję za ten rok przerwy, bo po nim przyszła kampania ostateczna. Aktualnie, moja ulubiona z całej serii. Dojrzała, spójna, brutalna i w końcu, niegloryfikująca wojny. MW ukazuje współczesne konflikty tak surowo i bezkompromisowo, że jest to najlepszy antywojenny przekaz, jaki powstał w grach. Bez pustych frazesów, nic nieznaczących obrazów i cytatów.

Tutaj twórcy pokazują naturalistyczne sceny z perspektywy kata i ofiary.

W końcu uznano, że jako gracze jesteśmy na tyle dojrzali, żeby ujrzeć być może prawdziwe oblicze wojny. Modern Warfare pokazuje, że tak naprawdę nie ma tych dobrych i tych złych. Strona konfliktu, którą możemy uznawać za dobrą, potrafi posunąć się do gorszych rzeczy niż wrogowie. Okazuje się, że wszędzie są ludzie i bez znaczenia jest, za którą granicą się urodzili. Skąd pochodzą i jaki mają kolor skóry. To tylko ludzie! Dobrzy czy źli, Amerykanie czy Rosjanie… To nieważne. Ważne jest to, że istnieją ludzie, którzy zaślepieni swoimi ideałami gotowi są robić rzeczy straszne, a ci, którzy chcą ich powstrzymać jeszcze gorsze.

Choć w grze nie jest to tak widoczne, bo to wciąż gra wideo, która rządzi się swoimi prawami, to sam wyciągam z niej taką właśnie lekcję. Może to być nadinterpretacja, ale lubię myśleć, że mam rację.

No i w końcu powrócił do nas Kapitan Price!

I jest tym samym bucowatym Angolem, z charakterystycznym wąsem i pewnością siebie godną zarówno pochwały jak i nagany. Dla fanów pierwszego Modern Warfare, to może być prawdziwy powrót do tamtych czasów. Kult Price’a poszedł tak daleko, że za każdym razem, gdy rozgrywała się misja u jego boku, czułem się pewnie, jak przy ojcu. Po prostu wiedziałem, że to zadanie zakończy się sukcesem, nieważne co wydarzy się po drodze. Choć poczucie to było bardzo złudne to moc nostalgii robi swoje. Miło, że kapitan wrócił i dał się poznać jeszcze lepiej.

Nowe podejście do pokazywania konfliktów zbrojnych skutkuje nowymi mechanikami. Zdecydowanie najlepszą jest taktyczne szturmowanie domów pod przewodnictwem naszego ulubionego kapitana. Wyobraźcie sobie taki obraz:

Wybiła 4 nad ranem. Dziesięcioosobowa drużyna jest gotowa do przejęcia celu znajdującego się w domu wielorodzinnym. Ilość osób znajdujących się w środku? – Nieznana. Zadania są więc podzielone jasno. Pierwsza drużyna naciera, sprawdzając każdy kąt, a zespół za nią zabezpiecza cywili i pochwyconych przestępców. Jeden z wojaków odcina prąd w całym domu, a wszystkie drużyny ściągają noktowizory z hełmów na oczy.

Teraz mamy prawdziwą przewagę.

Pierwsze drzwi na lewo. Mamy wybór, wyważamy drzwi i bierzemy mieszkańców z zaskoczenia? Czy powoli uchylamy skrzydło, analizując obszar pokoju? Załóżmy, że robimy to powoli. Koledzy z drużyny oparci są już o futrynę drzwi i czekają, by zastrzelić każdego, kto, choć wyda się podejrzany. Uchylamy drzwi i dostrzegamy 3 przerażone kobiety. Wchodzimy do środka. Podajemy numer przez radio i zdajemy szybki raport – Trzy niezidentyfikowane osoby. To znaczy, że trzeba szukać dalej. Z kobietami zostaje jedna osoba, która ma przypilnować, by nic się im nie stało, ale również, żeby nie sprowadziły posiłków, lub same nie wyciągnęły broni. W tym samym czasie inne drużyny sprawdziły resztę pomieszczeń.

Gęsiego wspinacie się na kolejne piętro. Kolejne drzwi. Słychać kłótnię. Mężczyzna i kobieta. Słychać przeładowywaną broń, płacz, a w końcu trzask drzwi, prawdopodobnie łazienki. Ewidentnie czuć zagrożenie. Drużyna w gotowości – Wyważamy! Przy stole siedzi kobieta. Wszystkie bronie wycelowane są wprost na nią. Żołnierze wchodzą do pokoju, a w tym czasie z lewej flanki otwierają się z hukiem drzwi. Wybiega mężczyzna ze strzelbą i pociąga za spust. Jeden żołnierz ranny. Napastnik w ułamku sekundy zostaje unieszkodliwiony. Jeden strzał w głowę pozbawia go życia. Siedząca przy stole kobieta zaczyna krzyczeć  wniebogłosy i zanosi się płaczem. Kolejny Marine zostaje, by zabezpieczyć cywila i trupa napastnika.

Kolejne pomieszczenie – Słychać szczęk przeładowywanej broni automatycznej. Przez lekko uchylone drzwi wlatuje do środka granat błyskowy. Na ułamek sekundy cały dom rozświetla białe światło. Drużyna szturmuje pomieszczenie, a tam słaniające się na nogach kobiety z Kałasznikowami w dłoniach. Dowódca podejmuje decyzję o skuciu napastniczek. W pomieszczeniu zostaje trzech ludzi.

Tak sukcesywnie przeszukiwane jest każde pomieszczenie. Nigdy nie wiadomo, co wydarzy się za drzwiami, bo nigdy nie wiemy, czy to nie jest zasadzka, lub czy jednak uda im się nas jakoś zaskoczyć. Te zadania są tak immersyjne i elektryzujące, że na samą myśl włosy mi się jeżą na rękach.

Nowa generacja Call of Duty?

Chyba nie muszą wspominać, że Call of Duty wygląda obłędnie? Każdy COD jest ładny, choć tutaj naprawdę czuć znaczny progres w jakości oprawy. Do tego dochodzą nowe animacje. Z tego co zrozumiałem, poprzednie części w gruncie rzeczy technicznie, nie różniły się tak bardzo od siebie, ponieważ dużo elementów było powielanych, jak strzelanie czy animacje, dźwięki i inne rozwiązania. W MW podobno wszystko zostało zrobione od nowa. Nie wiem ile w tym prawdy, ale zdecydowanie muszę pochwalić model strzelania. Szczególnie widać to na broni krótkiej.

Ależ ona kopie! Ręka strzelca jest wyginana od siły odrzutu pistoletu. Czuć jego ciężar na zakrętach, gdy wojak ociężale przenosi jej wagę w stronę, w którą aktualnie się porusza. Istny majstersztyk!

Call of Duty to przede wszystkim multiplayer.

Standardowe tryby zostały takie jak w każdym CODzie, czyli za szybkie dla normalnego człowieka. Jest ich całkiem sporo, dlatego CODziarze nie powinni narzekać. Dodany został tryb „strzelanina”. Jest to mecz 2 vs 2, z takim samym wyposażeniem dla wszystkich, losowanym co dwie rundy. Rozgrywka w tym trybie jest naprawdę zbalansowana i dzieje się na malutkich mapach. Same mecze są krótkie i niezwykle taktyczne. Ale to trzeba przeżyć! Na papierze motyw nie wygląda ciekawie, ale gwarantuję, że wciąga!

Drugim, nowym trybem jest tryb wojny, czyli nowość dla Call of Duty i chleb powszedni dla Battlefielda. Duża mapa, 32 graczy w drużynie, pojazdy i przejmowanie flag. Z tym trybem mam problem taki, że nie jest on Battlefieldem. Daleko mu do doskonałości podboju z BFa, zdaje się toporny i niedopracowany.

Modern Warfare oferuje też kooperację! Po skończeniu kampanii warto wziąć kumpli i razem poznęcać się nad NPC w trybie współpracy!

Szkoda, że nie wszystko dane mi było zobaczyć.

A to przez chorą politykę ekskluzywności dla jednej platformy. Takim sposobem z wersji Xboksowej i PC-towej wykastrowany został tryb Survival, który możecie pamiętać z MW3. Jest to połączenie kooperacji i hordy znanej z Gears of War. Chciałbym o tym trybie napisać więcej… ale może za rok. Tylko że chyba nie, bo za rok będę grał w nowe Call of Duty! To jest bezczelność, żeby jedna platforma za tą samą cenę miała jeden tryb więcej i to przez rok! Tym bardziej, że COD ma taki system wydawniczy, że raz w roku, mniej więcej w tym samym czasie dostajemy nową część – udostępnienie trybu Survival dla graczy Xboxowych nie będzie obchodzić nikogo. Wstydźcie się Activision. Tak się nie robi!

Call of Duty: Modern Warfare jest grą genialną!

Jestem w niej absolutnie zakochany. No i stała się właśnie moją ulubioną odsłoną CODa, na równi z pierwszym MW. Jeśli, jesteście fanami CODa to już go macie, jeśli go nie trawicie, to dla samego singla nie polecam, ale jeżeli chcielibyście się sprawdzić to z całego serca polecam! Tę historię trzeba przeżyć!