Boże mój, czemuś mnie opuścił? The Savior’s Gang – recenzja

Tworzenie gry wideo nawiązującej w sposób bardziej niż jawny do jakiejś religii zawsze jest ryzykowne. Trzeba przygotować się na oburzenia wierzących i pustą popularność rosnącą wyłącznie z powodu tematyki. Ale wcześniej przydałoby się zrobić dobrą grę.

Boże, czy Ty to widzisz?

Catness Game Studio proponuje nam grę, która w tagach na Steamie opisywana jest jako przygodowa symulacja rekreacyjna okraszona przemocą. Po przeczytaniu opisów i przejrzeniu screenów z gry nie byłam nastawiona zbyt pozytywnie. Postanowiłam jednak podejść do tytułu z pełną otwartością na ogrom rozrywki, który miał mi zaoferować. Wciąż czekam aż zabawa się zacznie.

Cel The Savior’s Gang nie jest skomplikowany.

Jako Jezus musimy przeprowadzać wiernych przez doliny pełne tasaków, morderczych pił mechanicznych i zapadni. Naszym celem jest dostanie się do Nieba (z pomocą różnych, biblijnych postaci), ponieważ po śmierci okazało się, że do wniebowzięcia nie doszło – bramy były zamknięte. Im więcej ludzi doprowadzimy, tym więcej uzyskamy punktów, które możemy potem wymieniać na ulepszenia naszych przetrwańców. Fabuła jest dość nijaka, ale nie o to przecież chodzi w tego typu produkcjach.

Na każdym z leveli mamy okazję czytać konwersacje Jezusa z kolejnymi postaciami. Są napisane w sposób humorystyczny. Twórcy silili się na bycie mega memicznymi śmieszkami. Mnie na łopatki nie rozłożyli, ale humor doceniam. Jeśli komuś nie przeszkadza wizerunek spoko Dżizesa z ojcowskimi problemami rodem z filmów Grupy Filmowej Darwin, to i tu nie powinien (zbytnio) narzekać.

Dżisus, ku*wa, ja pie*dole

Do The Savior’s Gang zabierałam się dwa razy. Pierwszy – tuż po premierze, zanim zaimplementowano jakikolwiek patch. Drugi – po pierwszej aktualizacji. W pierwszej wersji gry twórcy pokazali mi, że męki chrystusowe traktują bardzo na serio. Rozgrywka w grze (nadal) jest toporna, uciążliwa i niesatysfakcjonująca. Gra nie informuje nas o zbyt wielu rzeczach. Większości można się domyślić, jednak brakowało mi kilku prostych wprowadzeń. Gdyby chociaż twórcy wspomnieli w trakcie gry o sklepie z ulepszeniami, który dostępny jest tylko z poziomu menu głównego gry! Nazwa i umiejscowienie sugerowały mi raczej reklamę ich produktów, ofertę DLC i tego typu pierdół.

Zatrzymajmy się na moment przy menu głównym.

Powyżej zamieściłam screen z jego pierwotnej wersji. Czy czegoś wam w nim nie brakuje? Tak, brawo! Chodzi o możliwość wyjścia z gry. Producenci zapomnieli o tym drobiazgu, z czego wytłumaczyli się w jednej ze stemowych dyskusji. W pierwszej aktualizacji przycisk faktycznie został dodany, jednak uwolnienie się od tej gry nadal nie jest takie proste. Nie wystarczy jednokrotne potwierdzenie chęci wyjścia. Gra w „zabawny” sposób pyta nas, czy jesteśmy pewni i dopiero po drugim przytaknięciu wyłącza się.

Gra wciąż wymaga dopracowania.

Dziwnie lewitujące pudła jak na screenie powyżej to najmniejszy problem. Hitbox naszych duszyczek jest zmienny jak egipska pogoda w Księdze Wyjścia. Równie często byłam zaskoczona z faktu, że moja drużyna przeżyła jak i z tego, że podołała. Ludzikom zdarza się przycinać w miejscu, szczególnie, gdy muszą współpracować z wielką skrzynią. W trakcie rozgrywki zdarzyło mi się niemal umrzeć razem z ludkami. Wiele dźwięków w The Savior’s Gang jak np. odgłos śmierci lub spadających kamieni w niektórych momentach nastawiony jest o wiele za głośno, przez co łupie po uszach z okropną siłą, podnosząc umarłych z grobu szybciej niż po trzech dniach.

Gra niewarta nawet trzydziestu srebrników

Przyznaję się bez bicia – nie ukończyłam gry. Nerwy i czas uznałam za cenniejsze niż usilne próbowanie. Nie czuję jednak wstydu, ponieważ w momencie, gdy piszę ten tekst, osiągnięcie za ukończenie wszystkich poziomów zdobyło zaledwie 0,5% graczy. Poziom dalej niż ja dotarło 5,6%. Nie wiem, jak wielkie musiałyby być kolejne cuda i aktualizacje, żebym do gry wróciła i wyszła z niej z dobrym humorem. Kontrowersyjność tematu nie przeszkadza mi ani trochę, nie czuję się urażona. Obraża mnie natomiast sama rozgrywka. Jeśli ta toporność i pokraczność ma rozbawić i dawać radość, to niestety nie jestem w targecie.