Za nami premiera kolejnego tytułu z serii przekornie nazywanych „symulatorami chodzenia”. Gry tego typu muszą oferować ciekawe światy lub przedstawiać tajemnicze historie. Czy polskie studio Plastic poradziło sobie z tym wyzwaniem?
Tańcem po mapie
Twórcy prosili o nie zdradzanie zbyt wielu szczegółów dt. fabuły, więc na wstępnie napomknę, że jeśli widzieliście tylko oficjalne zrzuty ekranu to bardzo się zdziwicie przy pierwszym odpaleniu tytułu. Bound przedstawia historię rodziny. To opowieść o postrzeganiu dorosłych przez dzieci. Poznajemy punkt widzenia osób, których wspomnienia z odległej przeszłości na zawsze zostają z nimi. „My” jako gracz trafiamy do umysłu bohaterki, która kreuje z jego pomocą historię o świecie nie z tej ziemi. Historię w świecie wykonanym tak starannie przez twórców, iż na każdą animację można by z przyjemnością patrzyć przez kilka minut. To jak świat zmienia się, dostosowuje, kreuje – górna półka gier. Przy Abzu byłem zaskoczony, że moja konsola jest w stanie wyświetlać tyle obiektów. Przy Bound jestem zdziwiony, że PS4 jest w stanie jeszcze je wszystkie przekształcać w locie. Wspomniany świat, który widzicie na screenach przemierzamy małą tancerką, która stara się ratować swój świat przez potworem, który wrócił i sieje zniszczenie w krainie władanej przez królową – matkę tancerki.
Naszym celem w każdym z poziomów (który średnio trwa 15 minut) jest dotarcie do odpowiedniego punktu. Początkowo może się nam wydawać, że do celu prowadzi jedna wytyczona przez twórców droga, ale z czasem okazuje się, że wystarczy się na chwilę zatrzymać – pomyśleć i – znacząco skrócić sobie drogę. Dobrze, ale zapytacie po co? Po co w takiej grze skracać sobie drogę skoro to podróżą ona stoi? Odpowiedź jest prosta – Bound to nie do końca symulator chodzenia. Jest to też gra platformowa. Niejednokrotnie powtarzałem dany etap, ponieważ nie udało mi się dotrzeć na daną platformę. Z drugiej strony elementy platformowe nie stanowią żadnego wyzwania, ponieważ odradzamy się praktycznie w miejscu, w którym zginęliśmy. Nie musimy dreptać kilku minut by powtórzyć sekwencję. Od razu skaczemy ponownie. Jeżeli komuś jednak bardziej zależy na samym odkrywaniu świata i fabuły – może bez problemu w opcjach wyłączyć możliwość upadku.
No, ale chyba nie będziemy wyłączać takich rzeczy robiąc profesjonalne speed-runy? Zaraz, powiedziałem Speed-Run? Po ukończeniu gry odblokowuje się nam specjalny tryb stworzony do jak najszybszego przechodzenia gry. Możliwość wyświetlania ilości śmierci, czasu, ustawień – WSZYSTKO. YouTuberzy będą zachwyceni, Streamerzy również.
Oprawa audio-wideo
Gra chodzi bardzo płynnie. Nie spotkałem się z żadną zwiechą czy spadkami płynności. Nie dziwne, że tytuł jest tak dopracowany pod względem technicznym ponieważ w przyszłości obsłuży on gogle VR od Sony. W Bound znajdziemy kilka fragmentów, w których gogle VR sprawdzą się niesamowicie jednakże musiałbym tutaj wejść w sferę spoilerów, a tego chciałbym uniknąć. Powiedzmy, że to co widzimy w tych lokacjach robi już duże wrażenie oglądając to na telewizorach, a co dopiero „będąc tam”. Jeśli kiedykolwiek w moje ręce wpadnie PSVR – wrócę do Bound, aby przeżyć to tak najbardziej immersyjnie jak się da. Jestem, aż wkurzony, że nie mogę zobaczyć tego teraz.
Za to widać, że znajdują się jeszcze elementy wymagające dopracowania przez twórców, ponieważ aktualnie na pewno przypomnielibyście sobie co jedliście na obiad. Przechodząc jeden z poziomów postanowiłem pójść dłuższa drogą, ale wydawało mi się – ciekawszą. Droga ta prowadziła po kulach, które zmieniały grawitacje w zależności od tego, w którym ich miejscu staliśmy. Czasem gdy na takiej kuli podskoczyłem – bohaterka wpadła w nieprzerwany obrót, a kamera całkiem ześwirowała.
Co do ścieżki dźwiękowej – trochę się zawiodłem i trochę się… zachwyciłem. Zawiodłem, ponieważ liczyłem, że muzyka będzie idealnie i zawsze pasować do ruchów bohaterki. Niestety zdarza się, że oprawa audio nie współgra z tańcem. Za to się zachwyciłem, bo, gdy już współgrała – na linii oczy-uszy działa się magia. No i ten ryk potwora. W słuchawkach aż dostawałem gęsiej skórki.
Potknięcie
Więc czy Podró… znaczy się Bound to dobra gra? Tutaj mam spory problem. Wydaje się, że większość elementów działa poprawnie, więc czemu pod ostatnie 30 minut zaczynałem się nudzić? Czy było to spowodowane tym, że dopiero co skończyłem Abzu? A może to wina tego, że wpadamy w pewien schemat. Zaczynamy poziom. Przechodzimy go w podobny sposób i wracamy do punktu startu ślizgając się na długiej płachcie. A może to historia, która wprowadziła mnie w smutek? Nie wiem. Nie potrafię tego określić. Gra stara się nam stale przekazać iż taniec jest sposobem na radzenie sobie z problemami i poprawia humor – widzimy go wszędzie – podczas śmierci, przepychaniu przedmiotów, wstawaniu po wysokim upadku, ale jakoś to do mnie nie docierało. Taniec mną nie zawładnął.
Oznacza to jedno – jest dobrze. Ale czegoś zabrakło.
Ps. w grze znajduje się kilka easter eggów. Podpowiem Wam jeden – zwróćcie uwagę jakie kształty pozostawiają krople deszczu. 😉