Bombslinger – recenzja [XboxOne]

Są takie czasy, które starsza część graczy wspomina z łezką w oku, natomiast młodsi mogą o nich jedynie posłuchać. Nawiązuję do lat 90tych, gdy Polska Myśl Techniczna dopiero się tworzyła i łykaliśmy wszystko, to co było wytwarzane za granicą, jak pelikany. Były to czasy, gdy na polskich telewizorach zagościły gry wideo. Amiga, ZX Spectrum i inne urządzenia, które prawdopodobnie były podróbkami tej lepszej konsoli, która wtedy rządziła na rynku. Ja w domu miałem takie urządzenie:

Co jakiś czas odwiedzałem lokalny rynek w celu sprawdzenia czy nie pojawiły się żadne nowe dyskietki. Kiedyś dla mnie nie było to dziwne, że większość z nich miała napis 999in1. Teraz jednak wiem, że wszystkie były takie same. Podróbka ta dostarczyła mi rozrywki na sporą ilość godzin. Pamiętne czasy gdy grało się z sąsiadem na dwa pady leżąc na podłodze przy 21’ telewizorze CRT. Pacman, „czołgi”, Mario i inne gry….

To były na tyle piękne czasy, że niektórzy producenci starają się wrócić do tych dni tworząc gry w podobnych klimatach. Nie, żebym miał coś przeciwko temu, w sumie jedną z moich ulubionych gier jest nadal Swat 4 na PC z 2011 roku. Firma Mode4 postanowiła totalnie mocno zaszaleć i stworzyła produkt pod tytułem…

Bombslinger

Gra, która przenosi nas w świat dzikiego zachodu i pixeli będąca kalką gry Bomber Super Man. Pamiętacie ją?

Zagrywałem się w nią godzinami, dlatego widząc grafiki promujące Bombslingera ucieszyłem się, że wrócę co czasów młodości.

Gra jest wykonana w obecnie dosyć popularnej dla „indyków” formie pixelartów. Można wprost napisać, że pixele są wszędzie. Począwszy od filmików, po menu jak i całą rozgrywkę. Trochę się bałem, że moje oczy nie przyjmą takiej grafiki, biorąc pod uwagę, że ostatnio gram w The Division, Forzę lub inne gry, ale… Bombsligner cieszył mój wzrok. Sytuacja na planszy jest jasna i klarowna. Dzięki tej grafice otrzymujemy klimat lat 90tych.


Muzyka? Jest odpowiednia do klimatu gry dzikiego zachodu. Nie kłuje w uszy, ale też nie robi szału. Przy dłuższej grze wyłączałem podkład w menu i wracałem do swojej ulubionej playlisty w Spotify.

To tyle jeżeli chodzi o aspekt audio-wizualny, przejdźmy do tego ważniejszego aspektu czyli samej rozgrywki. Nasza przygoda zaczyna się od pomszczenia niewiasty głównego bohatera, która zostaje zabita przez jego dawnych kompanów, którzy przy okazji palą cały jego dobytek.

Rozrywka jest bardzo prosta. Wkraczamy na planszę i musimy zabić każdego generowanego losowo wroga. Nie opuścimy jej dopóki nie polegną wszyscy. Zaczynamy od pojedynku z farmerami z widłami, walczymy z kozami, bandziorami z strzelbami, karabinami. I na koniec każdego poziomu z Bossem, który przy każdej rozgrywce jest również generowany losowo. Tak samo jak cała plansza!

Muszę przyznać, że rozrywka jest wciągająca, ale… No właśnie, duże ale. Chyba nie jestem rasowym graczem, albowiem nie doszedłem wyżej niż do drugiego poziomu. Próbowałem przez prawie 3 godziny pokonać kolejnych wrogów, jednak za każdym razem mnie zabijali. Jest to gra, w której nie ma systemu zapisu.

Dlaczego? Nie wiem. Producent za bardzo się cofnął do lat 90tych i nie dodał tej jakże przydatnej funkcji. Propos braku systemu zapisu, w grze znajdziemy kilka dodatków, które pozwolą uczynić rozrywkę przyjemniejszą.

Począwszy od pamiętnika żony, który pozwala nam w momencie straty wszystkich żyć rozpocząć grę od moment, gdy zginęliśmy po naszyjnik, który daje nam dodatkowe życie oraz perfumy, które dodają nam więcej magicznej mocy. Oczywiście nie jest to koniec rzeczy do wyboru. Pozostałe odblokowują się odpowiednio do postępu w grze. W czasie rozrywki zdobywamy nowe poziomy, które pozwalają nam ulepszyć naszą postać. Zakres dodatkowych przedmiotów jest całkiem ciekawy – od dodatkowych żyć, po możliwość respawnu, ilość podkładanych bomb jak i ich zasięg. Jednak te przedmioty możemy zdobyć również zabijając przeciwników. Czasem wypadają pieniądze, za które możemy kupić np. dodatkowe życia, czasem klucze, które otwierają nam skrzynie, a czasem dodatki do naszej bomby – najlepszym dla mnie był timer.

Drogi producencie…

W Bombslinger grało się bardzo przyjemnie. Próbowałbym przejść całą grę, gdyby była choćby opcja zapisu postępu. Albo możliwość respawnu od momentu gdy zginęliśmy (jeżeli nie mamy wykupionych odpowiednich dodatków). Ale nie ma… I to jest niestety główny powód, przez który poświęciłem na grę tylko 3 godziny. W sumie to aż – biorąc pod uwagę jak bardzo szybko się denerwuję.


Powrót do lat 90tych będzie przyjemny dla osób, które mają całkiem dobry refleks oraz bardzo, ale to bardzo dużo cierpliwości. Cała reszta niech niestety się trzyma z daleka od gry, bo może się bardzo szybko zniechęcić.