Birthdays: The Beginning – recenzja [PS4]

Zrecenzowanie takiego tytułu jak Birthdays: The Beginning jest dość ciężkie. Produkcje tego typu składają się z elementów, które mogą się albo bardzo spodobać albo zupełnie odepchnąć odbiorcę. W bardzo łatwy sposób można ocenić czy omawiana gra przypadnie Wam do gustu. Lubicie Minecraft’a i No Man’s Sky? Kupujcie i grajcie godzinami. Wspomniane produkcje zupełnie Was nie jarają? Nie warto zaprzątać sobie tym tytułem głowy – nawet jak będzie za darmo w PS+.

Gdzieś już to widziałem.

Weźmy Minecrafta, dodajmy eksploracje i odkrywanie niewiadomego niczym z No Man’s Sky, a dodatkowo wsypmy trochę esencji z zapomnianego Spore. Zamieszajmy. Gotowe! Oto Birthdays: The Beginning. Tytuł, w którym stworzymy swoje własne sześcienne planety. Kiedy dokonamy już wstępnej obróbki terenu przystępujemy do ożywienia planety licznymi istotami. Potem kształtujemy teren i patrzymy jak nasza flora i fauna dostosowuje się do otoczenia. Ma to w sobie coś uroczego i magicznego. Tworzymy swój własny świat, w którym jesteśmy Bogiem. Z drugiej strony, cała zabawa to jednocześnie nasza walka o przetrwanie. Gra posiada prostą fabułę, w której to dowiadujemy się, iż nasz bohater przeglądając stare książki swojego dziadka trafia na tajemniczą mapę. Po udaniu się w zaznaczone na niej miejsce natrafia na jaskinie, która przenosi go(a nas wraz z nim) właśnie do właściwej gry. Nasz cel? Przeprowadzić „pełną” ewolucję gatunków, co umożliwi nam powrót do domu.

Bądź Bogiem.

Kreacja świata jest bardzo prosta i pozwala modyfikować pojedyncze sześciany lub grupę 3×3. Teren możemy podnosić obniżając temperaturę planety i analogicznie by obniżyć teren – podwyższamy temperaturę. Podczas gry zbieramy specjalne „narzędzia” pozwalające, za pomocą jednego kliknięcia, na tworzenie sporych dziur lub np. nagłe posadzenie roślinności. Dzięki nim mamy również możliwość mutacji zwierząt. Organizmy żyjące na naszej planecie rozwijają się od pojedynczych mikrobów po wielkie stworzenia. Wszystko to dzieje się na naszych oczach i chociaż brzmi to trochę absurdalnie – może się bardzo podobać i być niezwykle satysfakcjonujące. No właśnie. Słowo klucz – może. Jeśli nie spodoba się Wam taka mechanika zabawy przez pierwsze 20 minut – nie znajdziecie tutaj już niczego, co by Was zachwyciło. Jeśli złapie Was bakcyl tworzenia i obserwacji świata spędzicie w tym tytule wiele godzin. Jeśli nie – gra z hukiem wyleci z dysku. Jeśli jednak zostaniemy dłużej gra zaoferuje nam w głównej mierze zabawę w prostą kontrolę świata i katalogowanie nowych gatunków.

Ewolocyjne technikalia.

Warstwa graficzna utrzymana jest w przyjemnej bajkowej grafice. Wszystko jest tutaj „słodkie” i nawet najgroźniejsze stworzenia nie wygadają przerażająco. Prostota grafika pozwala utrzymać stałą płynność, a styl wizualny sprawia, iż ta produkcja jeszcze długo się nie zestarzeje. Uważam za to, że bardziej można było przyłożyć się do warstwy audio. Proste okrzyki i warknięcia może i pasują do ogólnej koncepcji stylistycznej jednak często powtarzane potrafią z czasem zmęczyć. Z drugiej strony chciałoby się czegoś więcej. Przydałoby się więcej elementów, z którymi to moglibyśmy wchodzić w interakcję. Wspomniane No Man’s Sky czy Minecraft mają w sobie głębię. Coś co sprawia, że w naszej głowie tworzymy prywatną historię świata. Tutaj nie mamy zbytnio takiej możliwości, aby rozwinąć skrzydła naszej wyobraźni. Możliwe, że nadchodzące aktualizacje poszerzą zawartość, ale na ten moment raczej polecałbym wstrzymać się z zakupem.