Aragami: Shadow Edition – jak wypada na Nintendo Switch?

Jako skrytobójcy, dzięki popularnej kolekcji od Ubisoft, byliśmy już we Włoszech, Grecji, Ameryce, Wielkiej Brytanii, Chinach, a nawet Egipcie. Seria zdążyła się znudzić, odżyć, upaść ponownie i raz jeszcze powstać z kolan za sprawą dwóch najnowszych części. Cykl został odświeżony, ale jest aspekt, którego tak wielu fanów wyczekuje, a którego wydawcy Assassin’s Creed zdają się unikać niczym ognia. Skrytobójcze przygody w Japonii! Za każdym razem czekam na wirtualne zwiedzanie Kraju Kwitnącej Wiśni i ciche wykańczanie przeciwników. Ptaszki ćwierkają, że kolejna część ma nas zabrać na ponowne zwiedzanie Włoch. Jasne, przygoda na pewno będzie świetna, ale dla mnie to lekki lokalizacyjny zawód. I cisza… Aż tu nagle, wyłoniwszy się z cienia, pojawia się Lince Works!

I dają to, czego Ubisoft tak długo unika

Hiszpańskie studio  wydało grę, która niczym sztylet przy seppuku, poruszyła dusze wszystkich wielbicieli skradanek. Grę o skrytobójcy w klimatach feudalnej Japonii. Projekt zadebiutował pierwotnie w 2016 roku i bardzo szybko zaskarbił sobie uznanie fanów na całym świecie. Ponad 70% na Metacriticu pokazuje, że produkcja zasługuje na uwagę i uznanie, jakim ją obdarzono. Musi być dobrze, bo w gąszczu głośnych lutowych premier, na rynku pojawił się ponownie Aragami, który zamiast przenosić się pomiędzy cieniami, przenosi się teraz razem z nami, gdzie tylko chcemy. Za sprawą oczywiście… Nintendo Switch! Co więcej, gra została wydana w rozszerzonej wersji „Shadow Edition” z zeszłorocznym dodatkiem „Nightfall” stanowiącym swoisty prequel wydarzeń z podstawki.

Fabuła

Nie chcę się o niej przesadnie rozpisywać, bo kto był ciekaw gry, ten prawdopodobnie zdążył ją nawet ukończyć. Produkcja w podstawowej wersji na PS4 i PC będzie obchodziła pod koniec roku trzecie urodziny. Pozwolę sobie przedstawić jej zarys tak, abyś nie czuł się zagubiony.

Podczas rozgrywki wcielamy się w tytułowego Aragami. Ten, wskrzeszony przez uwięzioną w twierdzy białowłosą Yamiko, może posługiwać się ponadprzeciętnymi mocami, za pomocą których próbuje ową kobietę uwolnić. Fabuła jest dość sztampowa. Praktycznie cały czas spędzony przy historii ukazanej w grze kieruje nami chęć zemsty i uratowania naszej „twórczyni”. Schematy oklepane i wykorzystane już setki razy. Odwet i ratowanie uwięzionej niewiasty. Nie mogło oczywiście zabraknąć niespodziewanego (ekhem, jasne – rysował się już kilka epizodów wcześniej) zwrotu akcji w ostatnim akcie. Szkoda, bo gra miała ogromny potencjał fabularny, który pozostał niewykorzystany. Z przedstawioną historią jest jak z origami – niby starannie poskładana, ale wciąż papierowa. 

Aragami podzielono na 13 aktów

Każdy z nich to inna plansza do pokonania. Poziom trudności stopniowo wzrasta, choć jest to prawie niezauważalne. W trzech epizodach przyjdzie nam mierzyć się z bossami. Pojedynki wydają się mieć na celu urozmaicenie rozgrywki, choć w gruncie rzeczy opierają się na tych samych fundamentach co pozostałe etapy. Wpływa to na fakt, że z grą dobrze obcować z przerwami. Po dłuższej, jednorazowej sesji, podobieństwo poziomów zaczyna powoli nużyć. Różnice, które i tak są minimalne, całkowicie się rozmywają.

Wszystkie plansze możemy przejść na trzech różnych stopniach trudności. Tu różnica jest już dużo bardziej widoczna. Gdy na łatwym możemy przez mapki dosłownie przebiegać, tak na trudnym trzeba ważyć każdy krok.

Wersja „Shadow Edition” zawiera ubiegłoroczny dodatek „Nightfall”

Poznajemy w nim historię poprzedzającą wydarzenia poznane w podstawce gry. Składa się z 4 misji, które przyjdzie nam zaliczyć jednym z dwójki bohaterów, Shinobu bądź Hyo. Bez znaczenia jest, kogo z nich wybierzemy – fabuła potoczy się identycznie. Miłe urozmaicenie rozgrywki, choć dalej bliźniacze schematy. Podstawową wersję gry udało mi się zaliczyć na średnim poziomie w około 8 godzin, a dodatek przyniósł kolejne 3. Przyzwoity wynik jak na niezależny projekt.

A jak to wypada na Switchu?

Wersja wydana 21 lutego na konsolę od Nintendo to dokładnie ta sama gra, która doczekała się publikacji na PC, PlayStation 4 oraz Xboxa One. Składają się więc nań wszystkie zalety oraz wady, które posiadała. Niestety nie pokuszono się o ich usunięcie, a szkoda, bo inteligencja przeciwników błaga o poprawienie. Czasem zdają się zwyczajnie upośledzeni. Inny mankament to spadki klatek. Nie są bynajmniej częste, ale jeśli w grze wymagającej niekiedy chirurgicznej precyzji, płynność spada więcej razy, niż zliczę na jednej dłoni, to mamy problem. Odniosłem też wrażenie, że gra na dużym ekranie wypada gorzej niż w wersji na PC. Tekstury są jakby szarpane, chociaż nie wpływa to na samą rozgrywkę i powtórzę – to tylko moje wrażenie.

Zalety Aragami w wersji przenośnej?

Można grać wszędzie i bardzo mocno sprzyja to krótszym sesjom. Poza tym to wciąż ta sama, dobra gra, która zadebiutowała przed trzema laty. Dostajemy tych samych bohaterów, tę samą historię i ten sam typ rozgrywki. Wszyscy posiadacze handheldów przytakną jednak stwierdzeniu, że przenośne granie daje nowe doznania i komfort wsiąkania w wykreowany świat nie tylko przed dużym ekranem.

No i jest rzecz, która wydaje się często największym zarzutem względem tytułów wypuszczanych na konsole Nintendo. Produkt Lince Works, w odróżnieniu od wielu innych, ma pełne tekstowe spolszczenie. Co ciekawe, w olbrzymiej bibliotece gier na Pstryka, produkcji z naszym rodzimym językiem do wyboru jest mniej niż setka. Są w znacznej mniejszości, ale tej bardzo dla nas znaczącej.

加算

Aragami: Shadow Edition to gra bardzo przyjemna, ale jednak ta sama co dawniej. Oczywiście, wydana w wersji przenośnej. Jest to niewątpliwy plus. Jednakowoż, meritum tej recenzji to odpowiedź na pytanie, czy warto zaopatrzyć się w port na Nintendo Switch. To, jak zwykle, zależy. Gra kosztuje 119 złotych. Uważam, że jest to cena odpowiednia. Wydawca nie zdecydował się na jej znaczne zawyżenie względem innych konsol, a to samo w sobie jest wyjątkowo pozytywne.

Tak więc czytelniku, jeśli nie miałeś okazji zagrać w Aragami, a bardzo chcesz spróbować (podkreślam, że warto) to dobrym wyborem będzie wersja na Pstryka. Jeśli jednak grałeś już w podstawową edycję i rozważasz zakup rozszerzonej wersji, to polecałbym ci jednak udać się na zakupy do marketu. Takiego z wielkim, neonowym napisem STEAM. Tam kupić sam dodatek w dużo niższej cenie i zagrać stacjonarnie.