The Works of Mercy – recenzja

Kilka lat temu branża gier przeżywała spory boom na tzw. Walking Simulators, czyli gry przygodowe w których główny bohater może jedynie poruszać się po małych lokacjach i obserwować otoczenie. Wtedy gatunek był przesycony słabymi, robionymi naprędce tytułami których jedyny założeniem od początku było wyciągnięcie nieco kasy od naiwnych klientów. Czasy się jednak zmieniły i teraz na topie są gry battle royale. „Symulatory chodzenia” natomiast, choć przez jakiś czas miały zszarganą reputację ze względu na przesycenie rynku tymże gatunkiem, powoli odzyskują utraconą reputację.

Czy The Works of Mercy również przyczyni się do naprawy wizerunku tegoż gatunku?

Muszę zacząć od przyznania jednej rzeczy – gra została dość niecodziennie – i przy tym odważnie – zaprojektowana. Jest to bowiem tytuł, który wymaga od gracza kilkukrotnego ukończenia celem odkrycia właściwej ścieżki i dotarcia do prawdziwego zakończenia.

Ale po kolei – gra jest trillerem psychologicznym z elementami horroru.

Naszym zadaniem jest wcielić się w postać mężczyzny uwięzionego przez tajemniczego psychopatę we własnym domu. Ta konwencja przypominała mi z początku filmy pokroju „Piły”, ale dość szybko zdałem sobie sprawę z tego, że mój przeciwnik znacznie odbiega od Jigsawa w kwestii wymyślania przeróżnych zadań. Wykonując po kolei zadania szaleńca nie zaczęły się jednak pojawiać przede mną żadne odpowiedzi – pytanie jedynie się nawarstwiały, ponieważ gra dorzucała do kotła coraz więcej wątków oraz informacji o głównym bohaterze.

Dochodzę powoli do najciekawszej moim zdaniem cechy The Works of Mercy – aby zrozumieć z gry cokolwiek, należy ją przejść kilka razy, ponieważ po jednej sesji spędzonej przeze mnie z grą żaden z wątków nie został wyjaśniony. Chyba, że przypadkiem ukończycie grę idealnie już za pierwszym razem – na co macie raczej małe szanse. Gameplay przyrównał bym trochę do Dnia Świstaka – musimy go powtarzać tak długo, aż nie wypełnimy poprawnie wszystkich celów, jeśli chcemy poznać fabułę.

Takie rozwiązanie jest bardzo ryzykowne – choć skonstruowanie gry w taki sposób to interesujący i przykuwający uwagę zabieg, podczas przechodzenia tytułu kilka razy jeszcze bardziej uwydatniają się jego wady. Prowadzi to na dłuższą metę do znużenia. Nie zrozumcie mnie źle – The Works of Mercy nie jest źle skonstruowane od strony gameplayu. Co prawda decyzje podejmujemy poprzez odpowiednie prowadzenie dialogów, reszta interakcji służy jedynie opowiadaniu historii. Aczkolwiek, podczas kolejnych przejść gry coraz bardziej dokuczało mi powolne tempo rozgrywki. Konieczność czekania na połączenie z psychopatą który porwał rodzinę głównego bohatera, czy też sekwencje chodzone robią się szybko nużące.

Przechodząc do samej historii – ta wygląda na pierwszy rzut oka sztampowo.

Gdy nieco bardziej zagłębimy się w wydarzenia nabiera nieco głębi i własnego charakteru. Pierwsze obcowanie z tytułem też wygląda dość specyficznie – dialogi prowadzone są w celu wymuszenia na graczu konkretnych działań… Które nie są dla niego jasne podczas pierwszego przejścia. W rezultacie czego wydają się one nieco bezsensowne, a nawet miejscami komiczne. Brzmią też dość sztucznie i bez wyrazu. Gdy nasz bohater jest zmuszany do zabijania niewinnych osób, żeby uratować porwaną rodzinę przyjmuje wszystko bez emocji, jakby od razu zaakceptował sytuację w jakiej się znalazł.

Od strony artystycznej The Works of Mercy wygląda jakby było demem technologicznym.

Fotorealistyczna grafika prezentuje się świetnie i momentami na prawdę ciężko jest nie odnieść wrażenia, że to co widzimy na ekranie nie jest jakimś interaktywnym katalogiem IKEI. Jednakże – w porównaniu do dema prezentowanego kilka lat temu, z jakiegoś powodu w grze zniknęło wiele elementów stanowiących wystrój mieszkania, takich jak garnki, książki, berło w toalecie – przez to lokum wygląda jeszcze bardziej surowo. Gorzej prezentują się lokacje poza kamienicą w której mieszka główny bohater – lasek, czy opuszczony oddział do którego trafimy podczas rozgrywki nie robi takiego wrażenia. Głosy postaci zostały nagrane w języku angielskim i nie mam do nich większych zastrzeżeń.

Podsumowanie

The Works of Mercy ma ciekawy pomysł na siebie, niestety, gra ze względu na swoją specyficzną konstrukcję rozgrywki jest dość nużąca. Dialogi przez większość czasu brzmią nienaturalnie, a sama fabuła ciekawa robi się dopiero kiedy dobrze wiemy jak jest skonstruowana.