Chcesz się pościgać, ale nie wiesz na jaki tytuł się zdecydować?

Na rynku obecnych jest aktualnie wiele gier wyścigowych. Od typowo arcadowych tytułów oferujących niedorzeczny model jazdy, który przy okazji „trochę” nagina prawa fizyki, poprzez pół-symulatory stanowiące pomost między zabawą a realizmem, aż po tytuły pokroju świeżo wydanej Assetto Corsy Competizione. Co powinieneś jednak wybrać, będąc…

Fanem Crashtestów.

Tutaj wybór jest prosty. Musisz zadecydować tylko o jednym – czy chcesz rozbijać swoje auta na torze rywalizując z innymi graczami lub komputerowymi botami… Czy może jednak wolałbyś w spokoju popatrzeć na bardzo realistyczne gniecenie, wyszarpywanie i miażdżenie blachy?

Jeśli szukasz dobrych Destruction Derby – z całego serca polecam Wreckfest. Jest to niezobowiązująca, świetnie wykonana ścigałka oferująca zaawansowany model zniszczeń pojazdów. Gra posiada też bardzo dużą bazę przygotowanych przez społeczność modów dodających nowe trasy, tryby i samochody. Choć auta we Wreckfeście niszczy się bardzo przyjemnie, jest jedna gra, która pod względem modelu zniszczeń bije ją na głowę.

BeamNG.drive to bowiem propozycja dla niespełnionych fizyków i ludzi, którzy chcieliby zobaczyć, jak wyglądał ich Passat od Niemca, który w drodze do kościoła uderzył w drzewo z prędkością 150 km/h. Teoretycznie gra ta oferuje także tryby pokroju wyścigów z czasem, czy pościgów policyjnych, ale…

Samochody w BeamNG są bardzo trudne do opanowania i na klawiaturze, która ze względu na ogromną ilość opcji jaką oferuje ten tytuł jest najsensowniejszym kontrolerem do grania, tryby „zręcznościowe” sprawdzają się kiepsko. Mam jednak nabite w BeamNG ponad 80 godzin, chociaż odpaliłem je 2-3 razy, aby sprawdzić nowe scenariusze. Prawdziwą siłą tytułu jest bowiem wybuchowa piaskownica. W trybie freeroam możecie zamienić grę nie tylko w symulator crash testów, ale także m.in. stację testową rakiet V2 za sprawą ogromnej ilości modów.

A co, jeśli jesteś „niedzielnym kierowcą”?

W takim przypadku… Naprawdę szczerze polecam GTA V z trybem online. Tytuł ten posiada niezły, czysto arcadowy model jazdy, bogate opcje customizacji samochodów, inne pojazdy pokroju łodzi czy helikopterów. A jak tylko znudzi wam się jeżdżenie, możecie wyjść z auta i postrzelać do ludzi. Czysta zabawa.

Dla szczęśliwego posiadacza zgranej paczki przyjaciół, dobrym wyborem będą wyścigi gokartów. Nintendowcy mają prosty wybór – Mario Kart 8. Dla reszty godnym polecenia tytułem będzie Team Sonic Racing – jego recenzję możecie przeczytać tutaj. Warto także mieć na uwadze nadjeżdżające jeszcze w tym miesiącu Crash Team Racing: Nitro Fueled.

Kiedy jednak – pomimo bycia casualem – chcesz „typową ścigałkę”…

Nie kupuj The Crew 2. Choć obietnica wielu typów pojazdów, od łodzi, poprzez samoloty, motocykle, aż po samochody jest bardzo kusząca, musisz wiedzieć jedno. Prowadzenie każdego typu pojazdu w drugim The Crew jest kiepskie, sama produkcja jest brzydka, a fizyka woła o pomstę do nieba. Dużo lepszym wyborem będzie pierwsze The Crew. Serio. W przeciwieństwie do swojego następny, posiada bogaty tryb pościgów policyjnych, a samochody prowadzi się – moim zdaniem – dużo przyjemniej. Jest też sporo tańsza.

Jeździsz nieźle, ale chcesz czerpać mnóstwo frajdy z wyścigów?

Muszę ci zatem polecić Forze Horizon 4. Tytuł ten jest świetny z wielu powodów. Przede wszystkim, model jazdy w serii Forza jest świetnie wyważony. Oferuje fenomenalnie wyegzekwowaną równowagę pomiędzy arcadową radością a symulacją dającą poczucie jazdy prawdziwym pojazdem. W przeciwieństwie do – niezbyt przeze mnie lubianej – serii Gran Turismo, samochody w Forzach nie trzymają się asfaltu jakby były do niego przyklejone. Da się tu poczuć różnicę pomiędzy tylnonapędowym potworem i hatchbackiem w FWD.

Nie tylko model jazdy świadczy o jakości tego tytułu. W czwartym Horizonie znajduje się już ponad 600 unikalnych pojazdów – a jeszcze więcej nadejdzie niebawem, wraz z aktualizacjami i dużym dodatkiem powstałym przy współpracy z… Lego. Premiera dodatku już 13 czerwca.

A co z fanami zabawy na torze?

Jeśli jesteście fanami Sony… Cóż, od biedy możecie wybrać Gran Turismo Sport. Jeśli natomiast gracie na innej platformie stacjonarnej – macie farta! Nie tylko bowiem nie musicie męczyć się z biedną bazą gier wyścigowych, jak w przypadku platformy Sony, ale także możecie pograć w siódmego Motorsporta.

Choć Forzy nie mogę nazwać racing simem, model jazdy w tych grach zawsze był świetny. Siódemka zaliczyła fatalną premierę ze względu na kontrowersyjny model rozwoju drivatarów – czyli wirtualnych kierowców, w których rolę wcielają się gracze. Dość by rzec, że był on oparty na looboxach. Jednakże, po premierze gra otrzymała mnóstwo łatek, które nie tylko naprawiły sklep i losowe łupy w postaci aut i kombinezonów, ale także wzbogaciły pulę pojazdów w grze o mnóstwo ciekawych samochodów.

A co z racing simami?

Ciężko było mi wymyślić, co też zawrzeć w tym akapicie. Przede wszystkim, musicie wiedzieć, że impulsem do powstania tego tekstu była „premiera” Assetto Corsy Competizione. Choć, z racji tego, że gra była już na długo przed wydaniem dostępna w early access, ciężko jest mi mówić o jakiejkolwiek „premierze”. Ot, po prostu dostała nową łatkę. Gra ta jednocześnie bardzo mi się spodobała, ze względu na ciekawie poprowadzony tryb fabuły i dobry model jazdy.

Z drugiej jednak strony, gra jest kiepsko zoptymalizowana, oraz posiada o wiele mniej zawartości niż Project Cars 2 czy „pierwsza” Assetto Corsa. Co zatem w tym przypadku polecić? Właściwie… Nic. Racing simy to gatunek dla bardzo obytego z samochodówkami odbiorcy, które wie, czego szuka. Nie będę wam zatem prawił i próbował przekonać do jakiegoś konkretnego tytułu. Mogę jednak z całą pewnością odradzić zarówno serię Assetto Corsa, jak i Project Cars nowicjuszom. Tym na prawdę szczerze polecam coś z wyżej wymienionych pozycji.

Celowo nie wspominam także wyżej o tytułach z serii takich jak F1 od Codemasters.

Są takie gatunki sportów motorowych, które mają tylko jednego „dużego” przedstawiciela na rynku i nie miałoby sensu porównywanie do siebie kolejnych odsłon serii.