Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter – Recenzja

Arthur Conan Doyle. Kojarzycie tego faceta, prawda? Przynajmniej mam taką nadzieję, że chociaż trochę. Jeśli nie, zapraszam do najbliższej biblioteki – ale żebyście się w takim wypadku nie skompromitowali przed panią bibliotekarką (lub panem!), powiem tylko że ten facet to ojciec najlepszego i najbardziej znanego na świecie, zamieszkałego w Londynie przy Baker Street 221b, detektywa. Takiego prawdziwego, chodzącego w kaszkiecie i fajką. Bohatera między innymi czterech powieści, pięciu zbiorów opowiadań i ośmiu gier komputerowych. A od jakiegoś czasu dziewięciu, dzięki firmie Frogwares, która na swoim koncie ma wszystkie poprzednie części cyklu o przygodach Sherlocka Holmesa. Jak przezentuje się w takim razie The Devil’s Daughter, wyprodukowane pod skrzydłami nowego wydawcy, firmy Bigben Interactive?

Na początek chciałbym zaznaczyć że ogrywałem grę na PS4 – oczywiście jest ona dostępna również na pozostałe platformy – XboxOne i PC. Na każdej z nich w polskiej, kinowej wersji językowej. Z tym polskim językiem to w ogóle dziwna sprawa – przed samą premierą gry nie mogłem NIGDZIE znaleźć informacji czy w grę będzie mi dane zagrać w naszym ojczystym języku.

Historia


W grze otrzymaliśmy cztery, niepowiązane ze sobą sprawy do rozwiązania, które spina w całość jeden główny i nadrzędny wątek fabularny dotyczący córki detektywa – więcej nie zdradzę żeby nie psuć wam przyjemności z odkrywania i poznawania całej historii, która jest jakby nie było najmocniejszym elementem recenzowanej gry. Łacznie w grze znalazło się pięć rozdziałów – wyżej wymienione cztery osobne historie oraz jeden, pozwalający poznać nam zakończenie głównego wątku fabularnego. Całą grę pokonałem w niecałe 11 godzin, co daje trochę ponad dwie godziny na rozdział. Mało? Nie! Dla osób takich jak ja, które mają mało czasu na granie w ciągu dnia czas ten jest idealny – można siąść, rozwiązać jedną sprawę i powrócić do gry kolejnego dnia. Szczególnie kiedy zaczynamy się na produkcję od Frogwares denerwować – takie momenty też się zdarzały, szczególnie przy kiepsko zrealizowanych i wplecionych w rozgrywkę elementach zręcznościowych – ale o tym trochę niżej.

Rozgrywka


Same sprawy nie są sztucznie wydłużane, a autorzy nie każą nam bez potrzeby biegać z miejsca na miejsce – mało kiedy zdarza się sytuacja kiedy nie wiemy co zrobić lub gdzie się udać i błądzimy bez celu po lokacjach.

Prowadzenie śledztwa jest typowe dla gier przygodowych i sprowadza się do przesłuchań świadków, rozmów z napotkanymi postaciami, zbierania i analizowania dowodów i poszlak. I tutaj pierwszy, ogromny plus dla autorów, którzy oddali do naszej dyspozycji „mapę myśli”, która w zależności od wyciąganych przez nas wniosków wskaże sprawcę wydarzenia badź mordercę. Niestety można łączyć ze sobą tylko z góry zaplanowane przez twórców wskazówki i poszlaki – ale żeby nie było tak łatwo, to ilu podejrzanych, tyle możliwych zakończeń sprawy, a tylko od nas i naszej umiejętności łączenia faktów zależy czy całą sprawę rozwiążemy dobrze, czy też oskarżymy niewinną osobę. Same zagadki logiczne są łatwe, ale rozwiązywanie ich dostarcza sporo frajdy.

Po oskarżeniu podejrzanego mamy również do wybory dwa zachowania moralne – decydujemy czy puścimy winowajcę, czy wsadzimy go bez żadnych skrupółow do więzienia. Jeśli wybrane przez nas zakończenie sprawy nie bedzie satysfakcjonujące, twórcy zostawiają nam otwartą furtkę – po obejrzeniu cutscenki kończacej dany rozdział, dostajemy możliwość zmiany swojej decyzji i ponownego odtworzenia zakończenia.

Podczas rozwiązywania spraw spotkamy się również ze wspomnianymi wyżej elementami zręcznościowymi, które mnie osobiście strasznie denerwowały – mimo, że nie jest ich dużo to wydają się być całkowicie oderwane od  od reszty rozgrywki i nie pasują to gry przygodowej, jaką Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter powinien być. I o ile typowe elementy QTE w których musimy naciskać przyciski na padzie w odpowiedniej kolejności są jak najbardziej w porządku, to balansowanie i utrzymywanie analogów w odpowiedniej pozycji podczas np. podsłuchiwania ludzi powodowało u mnie realne chęci rzucenia padem o ścianę.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej, świetnie zrealizowanej rzeczy. W grze nie uświadczymy typowych ekranów ładowania podczas przemieszczania się między lokacjami. Po wyborze na mapie miejsca do którego chcemy się udać, zostajemy przeniesieni do powozu, i przez cały czas obserwujemy siedzącego Holmes’a – w tym czasie mamy dostęp do „mapy mysli” i notatnika, dzięki czemu nie musimy czekać bezczynnie oglądając nudne, puste plansze.

Oprawa audiowizualna


Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter, szczególnie w wydaniu na konsolę PS4 nie jest grą piekną. Nie jest też grą zwyczajnie ładną. Produkcja graficznie pamięta czasy PS3, lokacje wyglądają brzydko a w połączeniu z tragiczną miejscami optymalizacją, niską jakością tekstur i ogromnymi spadkami FPS dostajemy małego, graficznego potworka niegodnego nazwania grą na konsole nowej generacji.

Jedyny plus należy się za dobrze wykonane modele przedmiotów które badamy podczas śledztwa. Jeśli chodzi o postacie – wyglądają ładnie, ale co z tego skoro poruszają się jak drewniane lalki? Szczególnie razi to w oczy podczas biegu, lub w trakcie wykonywania elementów zręcznościowych, gdzie główny bohater porusza się bardzo szybko.

Do oprawy audio nie mogę za bardzo się przyczepić – aktorzy świetnie odgrywają swoje role, a soudtrack buduje odpowiednie napięcie – jest mrocznie i klimatycznie. Super! Jedynie delikatnie możemy się zdziwić kiedy z usta każdego z policjantów spotkanych w grze słyszymy jednego, tego samego aktora, witającego się z nami tym samym tekstem.

Werdykt


Produkcja od Frogwares jest grą zdecydowanie udaną, a wspomniane wyżej błędy i irytujące fragmenty zręcznościowe nie wpływają znacząco na przyjemność płynącą z rozgrywki. Sherlock Holmes: The Devil’s Daughter zdecydownie nadrabia wciągającą i świetnie napisaną historią.

Grę do recenzji dostarczył wydawca: Promise. Dziękujemy!