[PC] Kingdom Wars 2: Battles – Recenzja

Fantastyczna kraina pogrążona jest w wojnie. Trzy potężne rasy – ludzie, elfy i orkowie – toczą ze sobą zajadły bój. Pochłania on tysiące istnień, rzeki spływają krwią, a na pobojowiskach zalegają stosy poległych. W tych niegościnnych warunkach rodzi się nowa, czwarta strona konfliktu. Nieumarli, odrażające ożywione zwłoki, rosną w siłę i przetaczają się przez kontynent niczym lawina, pochłaniając wszystko na swojej drodze. A każdy zabity przez truposzy wkrótce sam do nich dołącza… Brzmi znajomo? Czyżby Warcraft III: Reign of Chaos? W żadnym razie! Właśnie streściłem Wam wizerunek świata w grze Kingdom Wars 2: Battles autorstwa kanadyjskiego studia Reverie World Studios, Inc. Poprzednia część recenzowanej produkcji, Kingdom Wars, będąca tytułem F2P, zebrała dość mieszane opinie wśród społeczności graczy. Tym razem jednak zaserwowano nam pełnokrwistego RTS-a. Czy zjadliwego? Zapraszam do recenzji.

kingdom wars 2
Przemysł zbrojeniowy
Kingdom Wars 2: Battles jest typową strategią czasu rzeczywistego i zawiera wszystkie elementy charakterystyczne dla tego gatunku. Zbieramy surowce (żywność, drewno, kamień oraz złoto), rozbudowujemy bazę, szkolimy wojska i wysyłamy je na wroga. Nie bez znaczenia jest tutaj wybór rasy, jaką przyjdzie nam prowadzić do zwycięstwa. Twórcy recenzowanej pozycji oddali do naszej dyspozycji trzy różne nacje, wymuszające odmienny styl gry. I tak ludzie oferują najbardziej „casualową” rozgrywkę – powolne budowanie bazy i gromadzenie materiałów. Specjalizują się w produkcji żywności, którą pozyskują z pól uprawnych i hodowli zwierząt. Ich jednostki są bardzo zróżnicowane – mamy tutaj piechotę w postaci pałkarzy, szermierzy i halabardników, walczących na dystans łuczników i kuszników, a także kilka typów kawalerii. Elfy, w odróżnieniu od ludzi, potrafią przywoływać źródła surowców, nie muszą się również trudzić dostarczaniem ich do bazy – wydobyte materiały automatycznie trafiają do magazynu. Swoje budowle wznoszą na gigantycznych drzewach. Dysponują silnymi jednostkami walczącymi w zwarciu i magicznymi, jednak pierwsze skrzypce grają u nich doskonale wyszkoleni strzelcy i olbrzymie, podobne do drzewców treanty. Natomiast orkowie są rasą nastawioną na szybkie, dynamiczne ataki i przytłoczenie wroga liczebnością – ich główna budowla stale produkuje podstawowe jednostki, które po oddelegowaniu do odpowiednich struktur można przekształcać w różnego rodzaju wojowników. Do tego dochodzi możliwość szkolenia jeźdźców wargów, świetnie sprawdzających się w rolach zwiadowców i kawalerii.

W grze duży aspekt położono na tworzenie fortyfikacji i ich obleganie. Samo obwarowywanie bazy jest zabiegiem bardzo uproszczonym – nie mamy wpływu na kształt naszych murów, powstają one automatycznie po wykupieniu odpowiedniego ulepszenia. Możemy natomiast wzbogacić je o wszelkiej maści obiekty obronne. Czego tu nie ma! Wieże, osłony dla łuczników, kotły z wrzącym olejem, trebusze, spadające kamienie… Z kolei miłośnikom prowadzenia oblężeń oddano w ręce pokaźny arsenał taranów, katapult, balist, drabin, mobilnych tarcz dla piechoty i innych „zabawek”. Widać tutaj silne inspiracje tytułami takimi jak Stronghold czy Castle Strike.

Warto również wspomnieć o nieumarłych (określanych w grze jako The Risen), stanowią oni bowiem bardzo istotny element gry. Rozgramiając kolejne wrogie oddziały musimy pamiętać o tym, by po bitwie ograbić ciała poległych – jeśli tego nie zrobimy, po jakimś czasie mogą oni wrócić do życia jako zombie i ruszyć na poszukiwanie ofiar. Truposze są bardzo wytrzymałe, do tego po zapadnięciu zmroku stają się bardziej agresywne. O ile pojedynczy nieumarły nie stanowi większego zagrożenia, o tyle atak całej hordy może z łatwością napsuć nam krwi i przekreślić nasze szanse na zwycięstwo.

Oblicza konfliktu
Autorzy gry oddali do naszej dyspozycji multum trybów, w których możemy sprawdzić nasze umiejętności. Mamy tutaj kampanię, dzięki której poznajemy fabułę recenzowanej pozycji. Kampania spełnia równocześnie rolę samouczka, wprowadzając nas w tajniki rozgrywki. Gracz może spróbować swoich sił również w klasycznym trybie „skirmish”, tocząc starcia na wybranych mapach z określonymi ustawieniami i przeciwnikami. Do tego dochodzą pojedyncze scenariusze i Survival, w którym celem jest przetrwanie następujących po sobie fal nieumarłych. Miłośnicy trybu multiplayer nie będą zawiedzeni, bo Kingdom Wars 2: Battles silnie nawiązuje do swojej poprzedniczki, udostępniając liczne tryby dla wielu graczy – zarówno starcia kooperacyjne jak i walki „każdy na każdego”. Poczucie przynależności do wspólnoty graczy wzmacniają takie elementy jak czat, lista przyjaciół, ranking najlepszych oraz możliwość tworzenia gildii. Odnosząc zwycięstwa zdobywamy przedmioty, stanowiące swego rodzaju walutę w tej grze – wykupujemy za nie ulepszenia, nowe budynki i jednostki oraz specjalne karty, dające nam przewagę podczas kolejnych starć. Nagrody zdobywamy też za regularne pojawianie się w grze (tzw. „daily rewards”). System ten, chociaż bardzo ciekawy i innowacyjny, ma swoje minusy – ilość przedmiotów jakie zdobywamy za wygrane walki najczęściej jest śladowa, co czyni inwestowanie w kolejne modernizacje dość problematycznym. Sytuacji nie polepsza fakt, że typów owych itemów jest tuzin, a każda z ras ma oddzielne drzewko ulepszeń. Wymaksowanie ich zajmuje więc bardzo dużo czasu.  

kingdom-wars-2
Shell shock
Niestety, mimo iż recenzowana pozycja wydaje się być całkiem interesującym RTS-em, diabeł tkwi w szczegółach. Gra jest wyraźnie niedopracowana i wręcz przepełniona bugami, które może nie uniemożliwiają rozgrywki, ale znacznie ją uprzykrzają. Szwankuje pathfinding, oddziały lubią rozłazić się na wszystkie strony i nie zajmują wybranej przez nas pozycji. Tragiczne SI sprawia, że nasi podwładni raz ochoczo rzucają się na wroga, a innym razem stoją bezczynnie i zbierają ciosy. Celność pocisków miotanych przez strzelców i machiny oblężnicze woła o pomstę do nieba. Robotnicy czasem nie wznoszą wyznaczonych budynków, zamiast tego podrygują dziwacznie wokół placów budowy. Zoom został potraktowany po macoszemu i tylko nieznacznie zbliża lub oddala kamerę. To tylko niektóre z błędów jakie występują w Kingdom Wars 2: Battles. Znosiłem je dzielnie, z zaciśniętymi zębami, jednak czara goryczy przelała się w drugiej misji kampanii. W przerwie między atakami hord orków chciałem naprawić uszkodzoną bramę mojej osady. I co? Po kliknięciu na odpowiednią opcję, brama otworzyła się. Na stałe. Nie można było jej już zamknąć, a nie muszę chyba tłumaczyć, co oznacza otwarta brama podczas oblężenia. Nie wytrzymałem. Ragequit.
Co ciekawe, autorzy gry są w pełni świadomi tego, jak wybrakowany jest ich produkt; z anielską wręcz cierpliwością odnotowują kolejne błędy zgłaszane przez graczy i zapowiadają poprawienie ich w łatkach. To się ceni, ale jaki ma sens wypuszczanie gry, w której bug na bugu i bugiem pogania?

Sztuka wojny
Grafika w grze to poziom znany z produkcji z wczesnych lat drugiego tysiąclecia. Kanciaste modele jednostek i budynków nie są może jakoś wybitnie brzydkie, jednak mogą nie przypaść do gustu graczom ceniącym nowoczesną oprawę. W oczy kłuje niedopracowana animacja, w szczególności ta związana z ruchem naszych podwładnych – „ślizgają” się oni po podłożu, prędkość wyraźnie odbiega od ilości zrobionych kroków. Na plus zasługuje przyzwoita ścieżka dźwiękowa – miłe dla ucha średniowieczne melodie, dopasowane odgłosy walki oraz w pełni udźwiękowione kwestie jednostek oraz narratora. Sama historia opowiadana w kampanii jest ciekawa i obfitująca w zwroty akcji, jednak liczne błędy gry sprawiają, że nie można w pełni jej docenić.

maxresdefault
Podsumowanie
Mimo najszczerszych chęci na chwilę obecną nie mogę Wam polecić Kingdom Wars 2: Battles. Gra ma duży potencjał, ale jest zbugowana i pełna niedoskonałości. W moim odczuciu twórcy recenzowanej produkcji popełnili błąd, zbyt szybko wypuszczając ją z fazy testowej. Możemy mieć tylko nadzieję, że poprawią swoje dzieło w kolejnych łatkach i wzbogacą je o nową zawartość. Wtedy być może otrzymamy solidnego RTS-a fantasy, jakich obecnie niewiele na rynku.

Ocena: 5/10