New York Bus Simulator/Taxi Simulator – Recenzja

Nowy Jork, jak go nie kochać! Wspaniałe, wielkie, pnące się w górę drapacze chmur. Doskonały system ulic, bogate widoki. To wszystko i jeszcze więcej czeka na nas w produkcji od Little Freedom Factory!

20160317140420_1
No chyba nie. Mam nadzieję, że nie wzięliście tego wyżej na poważnie. Gdyby nie to, że nikt tego w naszej redakcji nie chciał (a lubię wyzwania), bym miał spokojny piątek i mógł dalej się opierniczać. Ale nie – musiałem jak głupi brać ten tytuł. W zasadzie to dwa. Na szczęście jest niewiele różnic, więc macie to wszystko w jednej recenzji. Zapraszam na oficjalne otwarcie naszego #crapzone.

Trochę o samych założeniach i o tym co twórcy piszą o grze. Czeka nas więc super zabawa, gęsty i inteligentny ruch drogowy, świetne i szczegółowe animacje pasażerów – wszystko to razem z doskonałą fizyką prowadzenia pojazdu. To wszystko jest kłamstwem. No, może oprócz gęstego ruchu, bo samochodów jest tyle, jakby obok stała fabryka mercedesów a miasto było ich torem testowym.

20160317140508_1

Teoretycznie powinniśmy być punktowani za dobrą jazdę i karani za złą. Niestety programiści najwyraźniej nie dogadali się z działem PR firmy (lub co bardziej prawdopodobne – jedyny pracujący tam programista ma rozdwojenie jaźni i prowadzi całą firmę), przez co jedynie zaimplementowali dwie rzeczy. Minus przy przekroczeniu prędkości i kolejne ujemne punkty przy zderzeniach. Tych ostatnich tutaj jest pełno, mój ubezpieczyciel odmówiłby mi ubezpieczenia na samochód jakbym tak jeździł. Opisywany przy produkcji model jazdy to symulator upośledzonego wózka widłowego. Pojazdy maja dwa tryby – albo skręcają jak porąbane, albo jadą prosto. Najgorsza jest jazda autobusem, który jest wielki i powolny. Nie raz musiałem zawracać na sześciopasmowej pod prąd, bo przypadkiem ominąłem przystanek. Taxi jeździ o wiele przyjemniej, przynajmniej w porównaniu z autosanem, który dostajemy. Model jazdy nie może nawet konkurować z Driverem 1, nie wspominając o konkurencyjnych produkcjach.

Do czego porównać grafikę? Gorsza niż w San Andres, wspomniany wyżej Driver miał podobną, nawet lepszą i bogatą w autorskie rozwiązania. Taką myśl miałem po odpaleniu – „to jakiś emulator androida” – i zacząłem szukać czegoś więcej by moje słowa zostały potwierdzone. Niestety nie, zostałem tutaj potraktowany czystą prawdą prosto w twarz, prawdopodobnie tego potworka programiści napisali na silniku Unity. Gdzie się podziała grafika z innych gier, które na nim powstały? Nie mam zielonego pojęcia. Wiem jednak, że to był życiowy projekt twórców.  

20160317141438_1

Nie uświadczymy tutaj żadnej grywalności, a o przyjemności z grania nie może być mowy. Bus Simulator oferuje 19 (słownie dziewiętnaście) poziomów, w których czekają nas coraz trudniejsze wyzwania. Pierwsze kilka poziomów, to jazda na prost. Nie dajcie się jednak zwieść, nie będzie prosto, co to to nie! Czeka nas cały wachlarz pułapek. Samochody na skrzyżowaniach które skręcają z lewego pasa w prawo, potrafiące do tego na nas wjechać w dowolnym momencie. Od tak, bo im się zamarzy. Do tego mamy do zebrana jakieś checkpointy, a przynajmniej tak mi się wydaje. Latają fajerwerki w powietrzu, przez skopaną pracę kamery – życzę wam powodzenia by wycelować w nie jadąc. Nie wycelujesz? Punkty mniej. Przekroczysz prędkość? Punkty mniej. W sumie to bez różnicy, mało kiedy nie zebrałem wszystkich gwiazdek.

20160317141930_1

Trochę inaczej sprawa ma się w taxi. Jest trochę przyjemniej. Jeździmy po mieście i zbieramy zlecenia. Dwa typy – na szybko i rodzinne. Te drugie są tak denerwujące, że nie ma sensu ich brać. Musimy jechać zgodnie z przepisami, nie rzucać autem itd. Ogólnie nuuuuudy. Za to pierwsze, to jest to – liczy się tylko czas, czy w coś przyrżniemy, czy pod prąd wszystko – jest dozwolone. Brak zasad – to mi się podoba. Szkoda, że cała mapa przeniesiona jest z Bus Simulator. Gorszy jeszcze jest ruch drogowy, nie ma autobusów (jest to zrozumiałe, bo tylko my jeździmy po Nowym Jorku autobusem, więc nie ma kto jeździć, jak dorabiamy sobie w taxi). Jest za to jakaś dziwna kombinacja, z jazdą raz po lewej, raz po prawej stronie. Jedziemy sobie spokojnie taksóweczką, sto dwadzieścia na liczniku, bo klient bogaty i płaci – nagle jeb, nasz pas zamienia się i dalej prosta jazda jest niemożliwa. Nie ma to żadnego sensu, jest zupełnie losowe – jak jest tak w Ameryce. Teoretycznie są cztery poziomy taxówki. Za każdego zadowolonego pasażera wypełnia się trochę pasek i jesteśmy bliżej kolejnego. Niestety nie mam pojęcia, co się dzieje po uzyskaniu maksymalnego, nie idzie tego zrobić. Zawsze w coś się wpakujemy czy klient będzie niezadowolony.

20160317142356_1